Usłyszałam ciche pukanie do mojej komnaty. Wstałam z posłania i trochę przygnębiona podreptałam w kierunku drzwi. Westchnęłam, otarłam pysk łapą i otworzyłam je. Moim oczom ukazał się Oktawian z obojętną miną, w pysku trzymał tacę z moimi ulubionymi ciasteczkami. Wymieniliśmy się krótkimi spojrzeniami. On, tak samo jak ja byliśmy zmieszani. Po chwili męczącej ciszy pies kaszlnął, po czym zdobył się na wyduszenie z siebie kilku słów:
-Przyniosłem twoje ulubione ciasteczka na życzenie króla eee..- odparł, jąkajac się.
-Dziękuję, ale nie mam ochoty ani apetytu. Odnieś je do kuchni, jak możesz. - odpowiedziałam spokojnie z kamienną miną.
Oktawian spojrzał się na mnie zakłopotany.
-Dobrze, wedle życzenia. - wziął tacę z powrotem do pyska, po czym odszedł w stronę kuchni.
Zamknęłam drzwi, właściwie nimi trzasnęłam. Może dlatego, że byłam naprawdę zła. Być może ten gest nie był dojrzały, ale emocje dały górę, mimo, że trochę opadły wciąż były dość napięte i buzowały. Gdy pies był na końcu korytarza w ostatnim momencie wyszłam z komnaty i głośno zawołałam Oktawiana. Pies odwrócił się i natychmiast udał się w moim kierunku.
-To nie ma sensu. - rzekłam ciężko z nutą żalu w głosie.
-Ale co? - zapytał, rzucając na mnie zmęczony wzrok.
-To skrępowanie i w ogóle. Zapomnijmy o tamtym zajściu i bądźmy wobec siebie naturalni. Każdy z nas wtedy będzie się o wiele lepiej czuć.. Znam twoje zdanie, przepraszam za te kilka zbędnych słów za dużo. - powiedziałam głęboko wzdychając, wbijając swój wzrok w dół.
Oktawian?:v
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz