Parsknąłem śmiechem na widok wielkich oczu Roxette, które wbijała we
mnie z wyraźną nieugiętością. Już wiedziałem, że co bym nie zrobił, nie
wywinę się od odpowiedzi. Poza tym, jakby na to nie patrzeć, suczka była
następczynią tronu i być może niedługo zostanie królową całego kraju.
Niemądrze byłoby odmawiać.
- No cóż, jak pewnie już zauważyłaś, jestem bardzo przystojnym młodym
psem pracującym w zamku. Żadna praca nie jest mi straszna, więc wykonuję
każdą, o jaką zostanę poproszony... - zacząłem, myśląc jednocześnie
"Taa, jasne... Po prostu zwalają na mnie wszystkie niewygodne czynności,
których nikt inny nie chce robić". - Pochodzę z innego kraju, a w
Paradis znalazłem się niemal rok temu. Dzięki swojej służbie utrzymuję
rodzinę, czyli mamę i siostrę, o których już wspominałem.
- Na co chora jest twoja mama? - zapytała Roxette, wpatrując się we mnie uważnie.
- Szczerze mówiąc, nie wiem, czy nadal jest chora. Może już wyzdrowiała,
kto wie? - Uśmiechnąłem się słabo, ruszając naprzód i kontynuując naszą
wędrówkę do lasu.
- To znaczy, że jej nie widziałeś od tamtego czasu? Od prawie roku? - zmartwiła się suczka.
- Nie denerwuj się panienko - mruknąłem. - Chyba nie chcesz, żeby przedwcześnie posiwiało ci futro?
- To nie jest śmieszne, Oktawian - fuknęła, wyraźnie zirytowana moją
zbyt swobodną postawą wobec całej sprawy. - Jak to możliwe, że takie
rzeczy dzieją się w moim kraju?
- To stało się jeszcze za panowania poprzedniego króla. Kiedy na tronie
zasiadł twój ojciec, wiele spraw zostało tak, jak za czasów tamtego... -
zdusiłem przekleństwo, zanim wydostało się w mojego pyska. - Nieważne.
Po prostu nie można uratować całego świata. Paradis jest zbyt duży, a
władcy mają zbyt wiele na głowie by przejmować się jakimś oddzielonym od
rodziny mieszańcem.
- Gdybyś tylko powiedział, mogłabym ci jakoś pomóc... - zaczęła Roxette, ale przerwałem jej podniesionym głosem.
- Jeszcze tego nie rozumiesz? Któregoś dnia będziesz rządzić krajem, to
wielka odpowiedzialność i masa obowiązków. Jako królowa nie będziesz
mogła wymykać się z zamku, kiedy będziesz miała na to ochotę. Nie
będziesz mogła rozmawiać z napotkanymi na swojej drodze jak równy z
równym. Nie będziesz mogła zadawać się z takimi psami jak ja. Ani robić,
co ci się podoba - warknąłem. - Nie wszystko jest takie proste, jak ci
się wydaje. Nie można w pojedynkę usiłować ratować świata dobrymi
chęciami - powtórzyłem nieco spokojniej.
Nie patrząc na Roxette, odwróciłem się nieco i odetchnąłem parę razy, by się uspokoić.
- Wydaje mi się, że powinnaś wracać do zamku. Tam gdzie twoje miejsce. Będę cię eskortować.
Jednak zanim przeszedłem parę kroków, z tyłu dobiegł do mnie głos tollerki.
Roxette?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz