Rzuciłam na psa współczujące spojrzenie. Serce mi zmiękło, od razu zrobiło mi się go szkoda.
-Jakbym mogła jakoś pomóc, coś Ci ofiarować to daj. - opuściłam łeb w dół, wbijając wzrok w ziemię.
Pies uśmiechnął się tylko. Podziękował, lecz nie chciał pomocy.
-Ależ Oktawian, nalegam. - powiedziałam, na moim pysku pojawił się lekki uśmiech.
-Nie, radzę sobie. - odwzajemnił uśmiech.
-No dobrze, szanuję i rozumiem. - odparłam, choć wciąż gotowała się we mnie silna chęć pomocy, w końcu należał do królestwa, moim obowiązkiem było pomaganie mieszkańcom Paradis. Zresztą, nie traktowałam tego jako przymusowych zadań, lecz jako coś, co naprawdę chcę zrobić. Radość innych sprawiała, że moje serce naprawdę się radowało. Ogólnie myśląc w między czasie o Oktawianie trochę się przestraszyłam. Pies uważał, że nie jest godny zaufania, co mnie dość zmartwiło. Bardzo ceniłam umiejętność dochowania tajemnic i samo zaufanie, cenniejsze od drogocennych szafirów czy diamentów.
-Opowiesz mi coś o sobie? - zapytałam, słodko się uśmiechając. Do tego wbiłam w psa błagające spojrzenie, które było moją specjalnością. Nie było chyba psa, który by mu nie uległ.
Oktawian?
moja wena [ * ], po dzisiejszym dniu piszę jak potłuczona XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz