Z przykrością zawiadamiamy, że Oktawian opuszcza sforę.
czwartek, 2 lutego 2017
wtorek, 31 stycznia 2017
Powitajmy nowego członka stada - suczkę Shexyveryn ♥
Zdjęcie dorosłego psa: ZOBACZ TUTAJ
Źródło zdjęcia: Pixabay (#pies)
Imię: Trudne i skomplikowane - ma na imię Shexyveryn (czt. Szixiwer). W skrócie She - jednak ona nie lubi tego zdrobnienia.
Wiek: 5 miesięcy.
Data urodzin: 2.02
Płeć: Suka /
Miejsce w hierarchii: Poddana
Aparycja:
Rodzina: Nie ma rodziny. Smutne, prawda?
Historia: Mój właściciel oddał mnie do schroniska. Jak 3miesięczny pies mógł przeżyć coś takiego? Poznałam tam pewną Irizę
- Cześć... Jestem Izira... Co tu robisz?
- Jestem Shexyveryn... Mój właściciel mnie oddał...
Nagle pewna kobieta otworzyła mój boks i zapięła mnie na smycz. Obróżka była trochę za duża... I podczas spaceru uciekłam, bo wysmyknęłam się z obróżki. Tak trafiłam do sfory..
Kontakt: Arela13 | Olifkaas
Źródło zdjęcia: Pixabay (#pies)
Imię: Trudne i skomplikowane - ma na imię Shexyveryn (czt. Szixiwer). W skrócie She - jednak ona nie lubi tego zdrobnienia.
Wiek: 5 miesięcy.
Data urodzin: 2.02
Płeć: Suka /
Miejsce w hierarchii: Poddana
Aparycja:
- Rasa: Golden Retrievier wymieszany z Labradorem.
- Ogólne: Wyglądem przypomina labradororetrieviera. Ma krótką sierść, długie uszy i wielki, psi uśmiech na mordce.
Rodzina: Nie ma rodziny. Smutne, prawda?
Historia: Mój właściciel oddał mnie do schroniska. Jak 3miesięczny pies mógł przeżyć coś takiego? Poznałam tam pewną Irizę
- Cześć... Jestem Izira... Co tu robisz?
- Jestem Shexyveryn... Mój właściciel mnie oddał...
Nagle pewna kobieta otworzyła mój boks i zapięła mnie na smycz. Obróżka była trochę za duża... I podczas spaceru uciekłam, bo wysmyknęłam się z obróżki. Tak trafiłam do sfory..
Kontakt: Arela13 | Olifkaas
Od Bonito (do Alix)
Przechadzałem się po królestwie, wybrałem się nad sam ocean. Wykorzystałem wolną chwilę, aby w końcu się zrelaksować i odpocząć. Stąpałem powoli po ziemi z dumnie uniesioną głową. Bacznie rozglądywałem się dookoła podziwiając ujmujące widoki. Po kilkunastu minutach spokojnego marszu dotarłem na urocze wybrzeże. Przysiadłem na ostrych zboczach nieopodal oceamu i obserwowałem wspaniały zachód słońca nad oceanem. Lekki wiatr rozwiewał moje furto, a ja głęboko odetchnąłem. Czułem się spokojnie i bezpiecznie. Wiedziałem, że jestem absolutnie zrelaksowany oraz szczęśliwy. Te chwilę ciszy przerwał widok ciemnej sylwetki psa, który biegał po twarzy. Przyjrzałem mu się lecz przez mrok nie mogłem dokładnie stwierdzić, kim był ów pies. Zszedłem ze stromych skał i podszedłem w stronę psa. Moim oczom ukazała się urocza, czarna suka.
-Witaj panie. - rzekła z uśmiechem, kłaniając się.
-Dobry wieczór. - odparłem, kiwając głową.
Była to Alix, nowa mieszkanka królestwa. Warto byłoby ją jakoś lepiej poznać, dlatego zastanowiłem się, jak zacząć rozmowę, która po kilku minutach by nie upadła.
-Co tutaj robisz o tej porze? - zapytałem z lekkim uśmiechem.
Alix?
moja wena grrr
-Witaj panie. - rzekła z uśmiechem, kłaniając się.
-Dobry wieczór. - odparłem, kiwając głową.
Była to Alix, nowa mieszkanka królestwa. Warto byłoby ją jakoś lepiej poznać, dlatego zastanowiłem się, jak zacząć rozmowę, która po kilku minutach by nie upadła.
-Co tutaj robisz o tej porze? - zapytałem z lekkim uśmiechem.
Alix?
niedziela, 29 stycznia 2017
Od Bonito CD Zoe
Spojrzałem uważnie w stronę psa. Przechyliłem głowę i podszedłem bliżej. Widać było, że osobnik ewidentnie zerka w naszą stronę. Pewnie skierowałem się ku obcemu psu. Gdy byłem już odpowiednio blisko poznałem go. Był to nowy członek stada, Oktawian. Gdy zbliżyłem się pies posłusznie mi się ukłonił. Kiwnąłem lekko głową, a na moim pysku zagościł miły uśmiech. Wymieniłem z psem parę zdań, po czym wróciłem do Zoe i wyjaśniłam całą sytuację.
-W każdym razie, wyruszamy na wędrówkę po Paradis? - uśmiechnąłem się szeroko.
-Tak, jestem gotowa, zatem ruszajmy. - zaśmiała się.
Zamek i całe królestwo leżał w samym środku krainy wraz z ogromnym czystym jeziorem, które pełniło rolę wodopoju. Z każdego kierunku coś go otaczało. Najpierw skierowaliśmy się na północ, obejrzeć wybrzeże oceanu, jednak nim do niego doszliśmy na naszej drodze pojawiło się wiele innych miejsc, tak pięknych, że grzechem było pozostawić je bez nazwy. Pierwsza naszym oczom ukazała się ogromna polana, podzielona na kilka części. Samą ją można było nazwać Kwiecistym Rajem, Pachnącym Snem czy Kwiecistym Marzeniem? Podzielona na kilka innych łączek, na jednej wyrastały drzewa z różowymi liśćmi, a dookoła widniały równie różowiutkie, drobne kwiatki. Rozlegał się tu bardzo słodki zapach, który nawet skłaniał do okazywania uczuć i miłości. Oprócz tego stały tutaj cudowne, małe altanki z siedzeniami, specjalne miejsce do przesiadywania z bliskimi osobami, przyjaciółmi czy drugimi połówkami.
-Przyprowadziłbym tutaj jakąś ładną, wolną suczkę. - zaśmiałem się. Zoe spojrzała na mnie z rozbawioną miną.
-No dobra, teraz na poważnie. Jak nazwiemy zbiór tych polan? A jak tę miłosną? Ścieżka Miłości? Droga do serca? - spytałem, oczekując na zdanie, pomysły i odpowiedź mojej siostry.
Zoe?
-W każdym razie, wyruszamy na wędrówkę po Paradis? - uśmiechnąłem się szeroko.
-Tak, jestem gotowa, zatem ruszajmy. - zaśmiała się.
Zamek i całe królestwo leżał w samym środku krainy wraz z ogromnym czystym jeziorem, które pełniło rolę wodopoju. Z każdego kierunku coś go otaczało. Najpierw skierowaliśmy się na północ, obejrzeć wybrzeże oceanu, jednak nim do niego doszliśmy na naszej drodze pojawiło się wiele innych miejsc, tak pięknych, że grzechem było pozostawić je bez nazwy. Pierwsza naszym oczom ukazała się ogromna polana, podzielona na kilka części. Samą ją można było nazwać Kwiecistym Rajem, Pachnącym Snem czy Kwiecistym Marzeniem? Podzielona na kilka innych łączek, na jednej wyrastały drzewa z różowymi liśćmi, a dookoła widniały równie różowiutkie, drobne kwiatki. Rozlegał się tu bardzo słodki zapach, który nawet skłaniał do okazywania uczuć i miłości. Oprócz tego stały tutaj cudowne, małe altanki z siedzeniami, specjalne miejsce do przesiadywania z bliskimi osobami, przyjaciółmi czy drugimi połówkami.
-Przyprowadziłbym tutaj jakąś ładną, wolną suczkę. - zaśmiałem się. Zoe spojrzała na mnie z rozbawioną miną.
-No dobra, teraz na poważnie. Jak nazwiemy zbiór tych polan? A jak tę miłosną? Ścieżka Miłości? Droga do serca? - spytałem, oczekując na zdanie, pomysły i odpowiedź mojej siostry.
Zoe?
Od Roxette CD Oktawiana
Usłyszałam ciche pukanie do mojej komnaty. Wstałam z posłania i trochę przygnębiona podreptałam w kierunku drzwi. Westchnęłam, otarłam pysk łapą i otworzyłam je. Moim oczom ukazał się Oktawian z obojętną miną, w pysku trzymał tacę z moimi ulubionymi ciasteczkami. Wymieniliśmy się krótkimi spojrzeniami. On, tak samo jak ja byliśmy zmieszani. Po chwili męczącej ciszy pies kaszlnął, po czym zdobył się na wyduszenie z siebie kilku słów:
-Przyniosłem twoje ulubione ciasteczka na życzenie króla eee..- odparł, jąkajac się.
-Dziękuję, ale nie mam ochoty ani apetytu. Odnieś je do kuchni, jak możesz. - odpowiedziałam spokojnie z kamienną miną.
Oktawian spojrzał się na mnie zakłopotany.
-Dobrze, wedle życzenia. - wziął tacę z powrotem do pyska, po czym odszedł w stronę kuchni.
Zamknęłam drzwi, właściwie nimi trzasnęłam. Może dlatego, że byłam naprawdę zła. Być może ten gest nie był dojrzały, ale emocje dały górę, mimo, że trochę opadły wciąż były dość napięte i buzowały. Gdy pies był na końcu korytarza w ostatnim momencie wyszłam z komnaty i głośno zawołałam Oktawiana. Pies odwrócił się i natychmiast udał się w moim kierunku.
-To nie ma sensu. - rzekłam ciężko z nutą żalu w głosie.
-Ale co? - zapytał, rzucając na mnie zmęczony wzrok.
-To skrępowanie i w ogóle. Zapomnijmy o tamtym zajściu i bądźmy wobec siebie naturalni. Każdy z nas wtedy będzie się o wiele lepiej czuć.. Znam twoje zdanie, przepraszam za te kilka zbędnych słów za dużo. - powiedziałam głęboko wzdychając, wbijając swój wzrok w dół.
Oktawian?:v
-Przyniosłem twoje ulubione ciasteczka na życzenie króla eee..- odparł, jąkajac się.
-Dziękuję, ale nie mam ochoty ani apetytu. Odnieś je do kuchni, jak możesz. - odpowiedziałam spokojnie z kamienną miną.
Oktawian spojrzał się na mnie zakłopotany.
-Dobrze, wedle życzenia. - wziął tacę z powrotem do pyska, po czym odszedł w stronę kuchni.
Zamknęłam drzwi, właściwie nimi trzasnęłam. Może dlatego, że byłam naprawdę zła. Być może ten gest nie był dojrzały, ale emocje dały górę, mimo, że trochę opadły wciąż były dość napięte i buzowały. Gdy pies był na końcu korytarza w ostatnim momencie wyszłam z komnaty i głośno zawołałam Oktawiana. Pies odwrócił się i natychmiast udał się w moim kierunku.
-To nie ma sensu. - rzekłam ciężko z nutą żalu w głosie.
-Ale co? - zapytał, rzucając na mnie zmęczony wzrok.
-To skrępowanie i w ogóle. Zapomnijmy o tamtym zajściu i bądźmy wobec siebie naturalni. Każdy z nas wtedy będzie się o wiele lepiej czuć.. Znam twoje zdanie, przepraszam za te kilka zbędnych słów za dużo. - powiedziałam głęboko wzdychając, wbijając swój wzrok w dół.
Oktawian?:v
piątek, 27 stycznia 2017
Od Oktawiana CD Roxette
Nie odwracając się, warknąłem cicho ze złością. Nie wiem, dlaczego powiedziałem to w ten sposób. Mogłem przecież przekazać jej to jakoś inaczej, mniej wrogim tonem. Przekręciłem głowę, by na nią spojrzeć. Jej widok nieco mnie przygnębił. Stała niczym zagubiony szczeniaczek i unikała mojego wzroku jak ognia.
- Ja idę, bywaj.
Nadal na mnie nie patrząc, odeszła w ciemność, zostawiając mnie samego na łące. Jeszcze długo widziałem jej sylwetkę niknącą w mroku coraz bardziej, aż w końcu mgły zwiastujące pojawienie się słońca zasłoniły ją całkowicie.
I dopiero wtedy zorientowałem się, że mimo tego, że ją zraniłem swoimi słowami, powinienem się nią opiekować, bo w końcu obiecałem to innym strażnikom. A teraz przyszła królowa włóczyła się nie wiadomo gdzie, zapewne smutna i samotna. Świetnie Oktawian, po raz kolejny wykazałeś się odpowiedzialnością, o której brak posądziłeś swoją podopieczną.
Mając nadzieję, że ślad zapachu jeszcze się nie urwał, ruszyłem przez wilgotne morze wysokich traw, smagających mnie po pysku, gdy biegłem za Roxette, w pośpiechu nie zważając nawet na małe, lecz piekące ranki na pysku, które powstały za sprawą bijącego mnie zielska.
Poszła aż na wybrzeże. Zatrzymałem się jakieś trzydzieści metrów od niej i położyłem się w krzakach, dysząc ciężko. Byłem okropnie zmęczony, a łapy miałem całe obolałe. Niemal czułem, jak pod skórą mięśnie trzęsą się po dużym wysiłku. Gdy już trochę odpocząłem, ułożyłem się wygodnie i zacząłem obserwować rudą suczkę.
Następczyni tronu położyła się na grzbiecie i patrzyła w gwiazdy, albo spała. Ale nie, po chwili usłyszałem, jak coś mówiła do siebie, zbyt cicho, bym mógł usłyszeć. Docierały do mnie tylko pojedyncze słowa, czasem tylko ich urywki. Ale jedno było pewne, Roxette nie była zbyt szczęśliwa.
Chodź z drugiej strony może przemyślała to i owo i trochę zmądrzeje.
Wymykanie się z zamku bez wiedzy kogokolwiek na pewno oznaką rozsądku nie jest. Co by było, gdyby ktoś ją zauważył i porwał? Tutaj, z dala od jakiejkolwiek wioski, miasta, a co najważniejsze zamku i ochrony, była zdana sama na siebie. Słyszałem już o wielu porwaniach wysoko postawionych. Oprawcy porywają bezbronne szczenięta arystokratów, żądają okupu w zamian za życie dzieciaka, a zrozpaczeni rodzice wypłacają cały swój majątek, by ratować pociechę.
Moje rozmyślania przerwała Roxette, podnosząc się i kierując w stronę zamku. Wraca ~ pomyślałem z zadowoleniem. Cicho ruszyłem za nią, w odległości uniemożliwiającej wykrycie.
***
Rankiem niemal zasypiałem na stojąco. Po włóczeniu się po zamkowych terenach jeszcze przez niemal godzinę, Roxette postanowiła przysnąć sobie pod drzewem, a ja siedziałem niedaleko niej i sam próbowałem nie zasnąć. O świcie wróciłem do swojego pokoju, który podobnie jak innych służących na zamku, pod względem dekoracji był bardzo skąpy, ale nie narzekałem. Najważniejsze, że miałem miękkie posłanie, na które padłem jak nieżywy, po czym przespałem pół godziny, zanim obudził mnie jakiś wyrośnięty szczeniak i kazał iść do kuchni, bo kucharz potrzebuje mojej pomocy.
Był to dość zrzędliwy, oschły posiadasz wielu innych cech, które nas łączyły - słowem starsza wersja mnie. Znaliśmy się już dość dobrze, jeszcze jako nastolatek przychodziłem od czasu do czasu do kuchni, by uczyć się gotować. Na początku nie szło mi zbyt dobrze, ale owczarek podhalański metodą zrzędzenia mi nad uchem szybko rozwinął we mnie jakiś naturalny talent i teraz często mu pomagałem.
- No witam, nierobie - powitał mnie w drzwiach, łypiąc nieprzychylnie brązowym okiem. - Wreszcie się wstało, co?
- Dzień dobry, staruszku... - ziewnąłem, przekraczając próg i rozciągając się.
- Do roboty. - Opierając łapę na moim grzbiecie przysunął mnie do długiego blatu, na którym rozłożono owoce, mąkę, miski z jakimiś płynami, dużo przypraw, od których kręciło mi się w nosie i jajka.
- Panienka Roxette podobno jest przygnębiona, więc król postanowił zrobić jej niespodziankę w postaci jej ulubionych ciasteczek. Rusz się Oktawian! Mają być gotowe za piętnaście minut.
- Uhm, no, jasne... - westchnąłem, mieszając mąkę z cukrem.
- Z życiem! - warknął pies, przejmując ode mnie miskę. - Masz to szybko zrobić, a nie zasypiać na stojąco - pacnął mnie w nos łapą, zostawiając biały ślad po mące.
- Dobra, dobra. - Uśmiechnąłem się pod nosem.
W kilka minut ciasteczka były gotowe, upiekły się i już pół godziny później stałem przed komnatą księżniczki z tacą w zębach. Nie powiem, żebym był zadowolony z tego powodu. Z ociąganiem zadrapałem w drzwi i czekałem na pojawienie się w drzwiach tollerki. Zamierzałem dać jej ciastka i zwiać jak najszybciej. Przepraszać nie zamierzałem, bo nadal obstawałem przy tym, że mam rację. Ale może słodycze poprawią jej humor.
Roxette?
- Ja idę, bywaj.
Nadal na mnie nie patrząc, odeszła w ciemność, zostawiając mnie samego na łące. Jeszcze długo widziałem jej sylwetkę niknącą w mroku coraz bardziej, aż w końcu mgły zwiastujące pojawienie się słońca zasłoniły ją całkowicie.
I dopiero wtedy zorientowałem się, że mimo tego, że ją zraniłem swoimi słowami, powinienem się nią opiekować, bo w końcu obiecałem to innym strażnikom. A teraz przyszła królowa włóczyła się nie wiadomo gdzie, zapewne smutna i samotna. Świetnie Oktawian, po raz kolejny wykazałeś się odpowiedzialnością, o której brak posądziłeś swoją podopieczną.
Mając nadzieję, że ślad zapachu jeszcze się nie urwał, ruszyłem przez wilgotne morze wysokich traw, smagających mnie po pysku, gdy biegłem za Roxette, w pośpiechu nie zważając nawet na małe, lecz piekące ranki na pysku, które powstały za sprawą bijącego mnie zielska.
Poszła aż na wybrzeże. Zatrzymałem się jakieś trzydzieści metrów od niej i położyłem się w krzakach, dysząc ciężko. Byłem okropnie zmęczony, a łapy miałem całe obolałe. Niemal czułem, jak pod skórą mięśnie trzęsą się po dużym wysiłku. Gdy już trochę odpocząłem, ułożyłem się wygodnie i zacząłem obserwować rudą suczkę.
Następczyni tronu położyła się na grzbiecie i patrzyła w gwiazdy, albo spała. Ale nie, po chwili usłyszałem, jak coś mówiła do siebie, zbyt cicho, bym mógł usłyszeć. Docierały do mnie tylko pojedyncze słowa, czasem tylko ich urywki. Ale jedno było pewne, Roxette nie była zbyt szczęśliwa.
Chodź z drugiej strony może przemyślała to i owo i trochę zmądrzeje.
Wymykanie się z zamku bez wiedzy kogokolwiek na pewno oznaką rozsądku nie jest. Co by było, gdyby ktoś ją zauważył i porwał? Tutaj, z dala od jakiejkolwiek wioski, miasta, a co najważniejsze zamku i ochrony, była zdana sama na siebie. Słyszałem już o wielu porwaniach wysoko postawionych. Oprawcy porywają bezbronne szczenięta arystokratów, żądają okupu w zamian za życie dzieciaka, a zrozpaczeni rodzice wypłacają cały swój majątek, by ratować pociechę.
Moje rozmyślania przerwała Roxette, podnosząc się i kierując w stronę zamku. Wraca ~ pomyślałem z zadowoleniem. Cicho ruszyłem za nią, w odległości uniemożliwiającej wykrycie.
***
Rankiem niemal zasypiałem na stojąco. Po włóczeniu się po zamkowych terenach jeszcze przez niemal godzinę, Roxette postanowiła przysnąć sobie pod drzewem, a ja siedziałem niedaleko niej i sam próbowałem nie zasnąć. O świcie wróciłem do swojego pokoju, który podobnie jak innych służących na zamku, pod względem dekoracji był bardzo skąpy, ale nie narzekałem. Najważniejsze, że miałem miękkie posłanie, na które padłem jak nieżywy, po czym przespałem pół godziny, zanim obudził mnie jakiś wyrośnięty szczeniak i kazał iść do kuchni, bo kucharz potrzebuje mojej pomocy.
Był to dość zrzędliwy, oschły posiadasz wielu innych cech, które nas łączyły - słowem starsza wersja mnie. Znaliśmy się już dość dobrze, jeszcze jako nastolatek przychodziłem od czasu do czasu do kuchni, by uczyć się gotować. Na początku nie szło mi zbyt dobrze, ale owczarek podhalański metodą zrzędzenia mi nad uchem szybko rozwinął we mnie jakiś naturalny talent i teraz często mu pomagałem.
- No witam, nierobie - powitał mnie w drzwiach, łypiąc nieprzychylnie brązowym okiem. - Wreszcie się wstało, co?
- Dzień dobry, staruszku... - ziewnąłem, przekraczając próg i rozciągając się.
- Do roboty. - Opierając łapę na moim grzbiecie przysunął mnie do długiego blatu, na którym rozłożono owoce, mąkę, miski z jakimiś płynami, dużo przypraw, od których kręciło mi się w nosie i jajka.
- Panienka Roxette podobno jest przygnębiona, więc król postanowił zrobić jej niespodziankę w postaci jej ulubionych ciasteczek. Rusz się Oktawian! Mają być gotowe za piętnaście minut.
- Uhm, no, jasne... - westchnąłem, mieszając mąkę z cukrem.
- Z życiem! - warknął pies, przejmując ode mnie miskę. - Masz to szybko zrobić, a nie zasypiać na stojąco - pacnął mnie w nos łapą, zostawiając biały ślad po mące.
- Dobra, dobra. - Uśmiechnąłem się pod nosem.
W kilka minut ciasteczka były gotowe, upiekły się i już pół godziny później stałem przed komnatą księżniczki z tacą w zębach. Nie powiem, żebym był zadowolony z tego powodu. Z ociąganiem zadrapałem w drzwi i czekałem na pojawienie się w drzwiach tollerki. Zamierzałem dać jej ciastka i zwiać jak najszybciej. Przepraszać nie zamierzałem, bo nadal obstawałem przy tym, że mam rację. Ale może słodycze poprawią jej humor.
Roxette?
środa, 18 stycznia 2017
Od Roxette CD Oktawiana
-Nie chcę się z tobą kłócić. Do zamku wracać też nie chcę. - powiedziałam oschle, wbijając wzrok w ziemię. Nie wiem dlaczego przez to, co usłyszałam od psa zrobiło mi się ogromnie przykro. Niby miał rację, choć ta wypowiedź zbiła mnie z tropu, nie wiedziałam co dokładnie mam mu odpowiedzieć. - Ja idę, bywaj. - odparłam, odchodząc nawet nie spoglądając na Oktawiana.
Usłyszałam za sobą ciche "Cześć". Poszłam nad ocean. Księżyc odbijał się w tafli wody, dając sporo światła. Wszystko wyglądało pięknie, dookoła było cicho i spokojnie, wiatr lekko wiał rozwiewając moją rudą sierść. Westchnęłam głęboko i rzuciłam się na piasek Ułożyłam się na plecach, wpatrując się w księżyc oraz gwiazdy.
-Dlaczego każdy ma mnie za słodką idiotkę za przeproszeniem? Może naprawdę nie wiem nic o świecie. Chcę dobrze, ale może rzeczywiście wszystko wydaje mi się za łatwe, może nie warto zwracać na wszystko taką uwagę. Skończyć z wymykaniem się z zamku, a zacząć być oschłą panną z rodziny królewskiej z kamiennym pyskiem, siedzącej na tronie dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie da się każdemu pomóc, w sumie to mi się marzyło, lecz fakt. To żmudna, długa i ciężka praca. Niemożliwe, chociaż jeszcze przed chwilą wierzyłam, że nie ma rzeczy niemożliwych. Jednak są, świat nie jest kolorowy, a w rzeczywistości to otchłań kłamstw, zła. Może jest tam trochę dobra, jednak chyba zasłania je nienawiść, zazdrość. W sumie zwątpiłam, nie nadaję się na królową. Nie dam rady, nie chcę nikogo krzywdzić. To taka odpowiedzialność, a ja żyję bez zmartwień. - mówiłam do siebie cicho, po moim poliku popłynęła łza. Wstałam, podeszłam do oceanu lekko zamaczając łapy. Opuściłam głowę w dół, czułam, że teraz utkwiłam w kłębku nerwowych oraz smutnych myśli.
Oktawian?
moja wena [*]
Usłyszałam za sobą ciche "Cześć". Poszłam nad ocean. Księżyc odbijał się w tafli wody, dając sporo światła. Wszystko wyglądało pięknie, dookoła było cicho i spokojnie, wiatr lekko wiał rozwiewając moją rudą sierść. Westchnęłam głęboko i rzuciłam się na piasek Ułożyłam się na plecach, wpatrując się w księżyc oraz gwiazdy.
-Dlaczego każdy ma mnie za słodką idiotkę za przeproszeniem? Może naprawdę nie wiem nic o świecie. Chcę dobrze, ale może rzeczywiście wszystko wydaje mi się za łatwe, może nie warto zwracać na wszystko taką uwagę. Skończyć z wymykaniem się z zamku, a zacząć być oschłą panną z rodziny królewskiej z kamiennym pyskiem, siedzącej na tronie dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie da się każdemu pomóc, w sumie to mi się marzyło, lecz fakt. To żmudna, długa i ciężka praca. Niemożliwe, chociaż jeszcze przed chwilą wierzyłam, że nie ma rzeczy niemożliwych. Jednak są, świat nie jest kolorowy, a w rzeczywistości to otchłań kłamstw, zła. Może jest tam trochę dobra, jednak chyba zasłania je nienawiść, zazdrość. W sumie zwątpiłam, nie nadaję się na królową. Nie dam rady, nie chcę nikogo krzywdzić. To taka odpowiedzialność, a ja żyję bez zmartwień. - mówiłam do siebie cicho, po moim poliku popłynęła łza. Wstałam, podeszłam do oceanu lekko zamaczając łapy. Opuściłam głowę w dół, czułam, że teraz utkwiłam w kłębku nerwowych oraz smutnych myśli.
Oktawian?
moja wena [*]
wtorek, 17 stycznia 2017
Od Zoe CD Bonito
Bonito zaciekawił mnie swoim pomysłem, szczerze mówiąc, nawet bardzo mi się spodobał. Przekręciłam łeb z zaciekawieniem.
- Jasne - powiedziałam entuzjastycznie, niemal wykrzyknęłam. To była jedyna rzecz, na jaką miałam obecnie ochotę.
- To co, jutro rano? - zaproponował, uśmiechając się jeszcze szerzej. Przytaknęłam. Oparłam łeb o jego ramię, spoglądając w głąb krainy. Pomimo obecnej pory roku, było dość ciepło, a śnieg skrzypiał pod ciężarem łap.
Włożyłam picie i prowiant do dużej torby, którą położyłam przy łóżku, żeby nie zapomnieć. Ledwie wróciłam do komnaty, a tu już wieczór. Padłam jak martwa na łóżko, nawet nie zorientowałam się, kiedy zasnęłam.
Obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi. Uniosłam łeb, spoglądając na Bonito z plecakiem na grzbiecie.
- Spakowana? - zapytał radośnie. - Za chwilę wychodzimy.
- Już? Tak wcześnie? - zdziwiłam się, przecierając oczy.
- Przewidziałem, że będziesz miała problemy ze wstaniem - uśmiechnął się, podrzucając mi kanapkę. Odwinęłam ją z folii, odgryzając kawałek i wzięłam torbę, którą przerzuciłam przez szyję. Ruszyliśmy w stronę wyjścia z zamku.
- Pytałeś Roxette, czy zajmie się wszystkim podczas naszej nieobecności? - rzuciłam, idąc szybkim krokiem.
- Obiecała mi to, w końcu jest dziedziczką - powiedział.
- Ty to zawsze o wszystko zadbasz - zachichotałam, wyrzucając opakowanie od kanapki do kosza przy wejściu.
- No ba - puścił mi oczko, kiedy nagle zatrzymał się. Jego wzrok był skupiony na dużym psie, stojącym kilkadziesiąt metrów od nas. - Znasz go?
- Myślałam, że ty go znasz... - zamyśliłam się.
Lepiej późno, niż wcale.
- Jasne - powiedziałam entuzjastycznie, niemal wykrzyknęłam. To była jedyna rzecz, na jaką miałam obecnie ochotę.
- To co, jutro rano? - zaproponował, uśmiechając się jeszcze szerzej. Przytaknęłam. Oparłam łeb o jego ramię, spoglądając w głąb krainy. Pomimo obecnej pory roku, było dość ciepło, a śnieg skrzypiał pod ciężarem łap.
Włożyłam picie i prowiant do dużej torby, którą położyłam przy łóżku, żeby nie zapomnieć. Ledwie wróciłam do komnaty, a tu już wieczór. Padłam jak martwa na łóżko, nawet nie zorientowałam się, kiedy zasnęłam.
Obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi. Uniosłam łeb, spoglądając na Bonito z plecakiem na grzbiecie.
- Spakowana? - zapytał radośnie. - Za chwilę wychodzimy.
- Już? Tak wcześnie? - zdziwiłam się, przecierając oczy.
- Przewidziałem, że będziesz miała problemy ze wstaniem - uśmiechnął się, podrzucając mi kanapkę. Odwinęłam ją z folii, odgryzając kawałek i wzięłam torbę, którą przerzuciłam przez szyję. Ruszyliśmy w stronę wyjścia z zamku.
- Pytałeś Roxette, czy zajmie się wszystkim podczas naszej nieobecności? - rzuciłam, idąc szybkim krokiem.
- Obiecała mi to, w końcu jest dziedziczką - powiedział.
- Ty to zawsze o wszystko zadbasz - zachichotałam, wyrzucając opakowanie od kanapki do kosza przy wejściu.
- No ba - puścił mi oczko, kiedy nagle zatrzymał się. Jego wzrok był skupiony na dużym psie, stojącym kilkadziesiąt metrów od nas. - Znasz go?
- Myślałam, że ty go znasz... - zamyśliłam się.
(Bonito?)
poniedziałek, 16 stycznia 2017
Od Oktawiana CD Roxette
Parsknąłem śmiechem na widok wielkich oczu Roxette, które wbijała we
mnie z wyraźną nieugiętością. Już wiedziałem, że co bym nie zrobił, nie
wywinę się od odpowiedzi. Poza tym, jakby na to nie patrzeć, suczka była
następczynią tronu i być może niedługo zostanie królową całego kraju.
Niemądrze byłoby odmawiać.
- No cóż, jak pewnie już zauważyłaś, jestem bardzo przystojnym młodym psem pracującym w zamku. Żadna praca nie jest mi straszna, więc wykonuję każdą, o jaką zostanę poproszony... - zacząłem, myśląc jednocześnie "Taa, jasne... Po prostu zwalają na mnie wszystkie niewygodne czynności, których nikt inny nie chce robić". - Pochodzę z innego kraju, a w Paradis znalazłem się niemal rok temu. Dzięki swojej służbie utrzymuję rodzinę, czyli mamę i siostrę, o których już wspominałem.
- Na co chora jest twoja mama? - zapytała Roxette, wpatrując się we mnie uważnie.
- Szczerze mówiąc, nie wiem, czy nadal jest chora. Może już wyzdrowiała, kto wie? - Uśmiechnąłem się słabo, ruszając naprzód i kontynuując naszą wędrówkę do lasu.
- To znaczy, że jej nie widziałeś od tamtego czasu? Od prawie roku? - zmartwiła się suczka.
- Nie denerwuj się panienko - mruknąłem. - Chyba nie chcesz, żeby przedwcześnie posiwiało ci futro?
- To nie jest śmieszne, Oktawian - fuknęła, wyraźnie zirytowana moją zbyt swobodną postawą wobec całej sprawy. - Jak to możliwe, że takie rzeczy dzieją się w moim kraju?
- To stało się jeszcze za panowania poprzedniego króla. Kiedy na tronie zasiadł twój ojciec, wiele spraw zostało tak, jak za czasów tamtego... - zdusiłem przekleństwo, zanim wydostało się w mojego pyska. - Nieważne. Po prostu nie można uratować całego świata. Paradis jest zbyt duży, a władcy mają zbyt wiele na głowie by przejmować się jakimś oddzielonym od rodziny mieszańcem.
- Gdybyś tylko powiedział, mogłabym ci jakoś pomóc... - zaczęła Roxette, ale przerwałem jej podniesionym głosem.
- Jeszcze tego nie rozumiesz? Któregoś dnia będziesz rządzić krajem, to wielka odpowiedzialność i masa obowiązków. Jako królowa nie będziesz mogła wymykać się z zamku, kiedy będziesz miała na to ochotę. Nie będziesz mogła rozmawiać z napotkanymi na swojej drodze jak równy z równym. Nie będziesz mogła zadawać się z takimi psami jak ja. Ani robić, co ci się podoba - warknąłem. - Nie wszystko jest takie proste, jak ci się wydaje. Nie można w pojedynkę usiłować ratować świata dobrymi chęciami - powtórzyłem nieco spokojniej.
Nie patrząc na Roxette, odwróciłem się nieco i odetchnąłem parę razy, by się uspokoić.
- Wydaje mi się, że powinnaś wracać do zamku. Tam gdzie twoje miejsce. Będę cię eskortować.
Jednak zanim przeszedłem parę kroków, z tyłu dobiegł do mnie głos tollerki.
Roxette?
- No cóż, jak pewnie już zauważyłaś, jestem bardzo przystojnym młodym psem pracującym w zamku. Żadna praca nie jest mi straszna, więc wykonuję każdą, o jaką zostanę poproszony... - zacząłem, myśląc jednocześnie "Taa, jasne... Po prostu zwalają na mnie wszystkie niewygodne czynności, których nikt inny nie chce robić". - Pochodzę z innego kraju, a w Paradis znalazłem się niemal rok temu. Dzięki swojej służbie utrzymuję rodzinę, czyli mamę i siostrę, o których już wspominałem.
- Na co chora jest twoja mama? - zapytała Roxette, wpatrując się we mnie uważnie.
- Szczerze mówiąc, nie wiem, czy nadal jest chora. Może już wyzdrowiała, kto wie? - Uśmiechnąłem się słabo, ruszając naprzód i kontynuując naszą wędrówkę do lasu.
- To znaczy, że jej nie widziałeś od tamtego czasu? Od prawie roku? - zmartwiła się suczka.
- Nie denerwuj się panienko - mruknąłem. - Chyba nie chcesz, żeby przedwcześnie posiwiało ci futro?
- To nie jest śmieszne, Oktawian - fuknęła, wyraźnie zirytowana moją zbyt swobodną postawą wobec całej sprawy. - Jak to możliwe, że takie rzeczy dzieją się w moim kraju?
- To stało się jeszcze za panowania poprzedniego króla. Kiedy na tronie zasiadł twój ojciec, wiele spraw zostało tak, jak za czasów tamtego... - zdusiłem przekleństwo, zanim wydostało się w mojego pyska. - Nieważne. Po prostu nie można uratować całego świata. Paradis jest zbyt duży, a władcy mają zbyt wiele na głowie by przejmować się jakimś oddzielonym od rodziny mieszańcem.
- Gdybyś tylko powiedział, mogłabym ci jakoś pomóc... - zaczęła Roxette, ale przerwałem jej podniesionym głosem.
- Jeszcze tego nie rozumiesz? Któregoś dnia będziesz rządzić krajem, to wielka odpowiedzialność i masa obowiązków. Jako królowa nie będziesz mogła wymykać się z zamku, kiedy będziesz miała na to ochotę. Nie będziesz mogła rozmawiać z napotkanymi na swojej drodze jak równy z równym. Nie będziesz mogła zadawać się z takimi psami jak ja. Ani robić, co ci się podoba - warknąłem. - Nie wszystko jest takie proste, jak ci się wydaje. Nie można w pojedynkę usiłować ratować świata dobrymi chęciami - powtórzyłem nieco spokojniej.
Nie patrząc na Roxette, odwróciłem się nieco i odetchnąłem parę razy, by się uspokoić.
- Wydaje mi się, że powinnaś wracać do zamku. Tam gdzie twoje miejsce. Będę cię eskortować.
Jednak zanim przeszedłem parę kroków, z tyłu dobiegł do mnie głos tollerki.
Roxette?
sobota, 14 stycznia 2017
Od Roxette CD Oktawiana
Rzuciłam na psa współczujące spojrzenie. Serce mi zmiękło, od razu zrobiło mi się go szkoda.
-Jakbym mogła jakoś pomóc, coś Ci ofiarować to daj. - opuściłam łeb w dół, wbijając wzrok w ziemię.
Pies uśmiechnął się tylko. Podziękował, lecz nie chciał pomocy.
-Ależ Oktawian, nalegam. - powiedziałam, na moim pysku pojawił się lekki uśmiech.
-Nie, radzę sobie. - odwzajemnił uśmiech.
-No dobrze, szanuję i rozumiem. - odparłam, choć wciąż gotowała się we mnie silna chęć pomocy, w końcu należał do królestwa, moim obowiązkiem było pomaganie mieszkańcom Paradis. Zresztą, nie traktowałam tego jako przymusowych zadań, lecz jako coś, co naprawdę chcę zrobić. Radość innych sprawiała, że moje serce naprawdę się radowało. Ogólnie myśląc w między czasie o Oktawianie trochę się przestraszyłam. Pies uważał, że nie jest godny zaufania, co mnie dość zmartwiło. Bardzo ceniłam umiejętność dochowania tajemnic i samo zaufanie, cenniejsze od drogocennych szafirów czy diamentów.
-Opowiesz mi coś o sobie? - zapytałam, słodko się uśmiechając. Do tego wbiłam w psa błagające spojrzenie, które było moją specjalnością. Nie było chyba psa, który by mu nie uległ.
Oktawian?
moja wena [ * ], po dzisiejszym dniu piszę jak potłuczona XD
-Jakbym mogła jakoś pomóc, coś Ci ofiarować to daj. - opuściłam łeb w dół, wbijając wzrok w ziemię.
Pies uśmiechnął się tylko. Podziękował, lecz nie chciał pomocy.
-Ależ Oktawian, nalegam. - powiedziałam, na moim pysku pojawił się lekki uśmiech.
-Nie, radzę sobie. - odwzajemnił uśmiech.
-No dobrze, szanuję i rozumiem. - odparłam, choć wciąż gotowała się we mnie silna chęć pomocy, w końcu należał do królestwa, moim obowiązkiem było pomaganie mieszkańcom Paradis. Zresztą, nie traktowałam tego jako przymusowych zadań, lecz jako coś, co naprawdę chcę zrobić. Radość innych sprawiała, że moje serce naprawdę się radowało. Ogólnie myśląc w między czasie o Oktawianie trochę się przestraszyłam. Pies uważał, że nie jest godny zaufania, co mnie dość zmartwiło. Bardzo ceniłam umiejętność dochowania tajemnic i samo zaufanie, cenniejsze od drogocennych szafirów czy diamentów.
-Opowiesz mi coś o sobie? - zapytałam, słodko się uśmiechając. Do tego wbiłam w psa błagające spojrzenie, które było moją specjalnością. Nie było chyba psa, który by mu nie uległ.
Oktawian?
moja wena [ * ], po dzisiejszym dniu piszę jak potłuczona XD
Od Oktawiana CD Roxette
Następczyni tronu wyglądała na trochę zakłopotaną rozmową ze mną, ale
nie dziwiłem się jej, skoro została przyłapana na próbie ucieczki z
zamku. Jej propozycja, by zwracać się do niej po imieniu zaskoczyła
mnie, nie powiem. Rozumiem, że mogła wymagać nazywania jej po imieniu,
ale żeby zdrobnieniem? Odniosłem wrażenie, że trochę zbyt szybko zaufała
mi i opowiedziała o sobie i swoich planach. Cóż, była młoda i
wychowywała się w zamku, gdzie nie czyhały żadne niebezpieczeństwa, w
przeciwieństwie do mnie. Nie byłem wiele starszy od niej, ale jednak
śmiałem twierdzić, że wiedziałem o świecie coś więcej.
- Wybacz. - Ugryzłem się w język, by nie dodać "pani". Cóż, zamkowe zwyczaje i szacunek dla wyżej postawionych wpajano mi od wczesnej młodości i nie tak łatwo było mi się tego pozbyć. - W tym momencie pełnię wartę i nie mogę wybrać się na przechadzkę z tobą. Uwierz, niezmiernie mi przykro - dodałem z cichym westchnieniem. Czasem etykieta jest naprawdę denerwująca.
- Och, w takim razie... Miałbyś coś przeciwko, gdybym cię z niej zwolniła? - zaproponowała z błyskiem w oku.
Spojrzałem na nią z lekkim uśmiechem, ale w środku parsknąłem śmiechem. Ciekawe co się kryje pod tymi usilnymi staraniami, by mnie ze sobą zabrać. Odwróciłem się w stronę rozmawiających przyciszonymi głosami strażników stojących mniej więcej dziesięć metrów dalej.
- Chłopaki, nie musicie się martwić. Zaopiekuję się panienką Roxette. - Mrugnąłem porozumiewawczo i wyszczerzyłem zęby w szerokim uśmiechu, na co oni tylko kiwnęli głowami, nie zmieniając ponurej miny na pyskach. - Co za sztywniacy... - mruknąłem pod nosem z rozbawieniem i odwróciłem się do następczyni tronu. - A więc, gdzie się wybierzemy?
- Myślałam o jakiś zielonych, odludnych terenach - powiedziała, nadal na mnie nie patrząc, chyba nieco zestresowana. - Lubię spacerować tam, gdzie nie ma tłumów. Co powiedziałbyś na polowanie?
- Nie jestem w tym za dobry, ale czemu nie - odparłem, ruszając w stronę najbliższego zagajnika, w którym żyło dużo zajęcy, które były smaczne, a co najważniejsze - nie wymagały tyle siły co powalenie sarny czy jelenia.
- Chyba dość dobrze znasz okolicę. - Suczka podążyła za mną w odległości około metra.
- Taa... Zajmuję się wieloma rzeczami, więc muszę również wiele wiedzieć. Znajomość terenu jest obowiązkowa.
- Mimo wszystko jestem pod wrażeniem. Strażnicy nie patrolują lasów - zauważyła z nutą podejrzliwości w głosie.
- Panienko, wiem, że mnie nie znasz i moim zdaniem nie jestem osobą godną zaufania, ale skoro już zostałaś oddana pod moją opiekę, nie pozwolę, by coś ci się stało. Naprawdę, nic ci nie zrobię - zapewniłem ją, przez co stała się trochę spokojniejsza, ale nie zmniejszyło to jej czujności.
- Dlaczego uważasz się za osobę niegodną zaufania? Czym się właściwie zajmujesz?
- Cóż... - usiłowałem wymyślić jakieś określenie, które brzmiałoby lepiej niż "pies na posyłki". - Może pasuje do mnie słowo mistrz wszystkich specjalizacji? - zażartowałem, ale tollerka nie uśmiechnęła się, tylko zwolniła, aż w końcu całkiem się zatrzymała. Może wreszcie dostrzegła we mnie zagrożenie, które zabiera ją gdzieś po ciemku do mrocznego lasu. Aż się dziwiłem, że wcześniej nie wzbudziłem jej podejrzeń.
- Tak na serio, kim ty jesteś? Strażnicy cię znają, a mi się wydaje, że kilka razy widziałem się na królewskim dworze, więc musisz zajmować się jeszcze czymś innym niż tylko patrolowaniem dziedzińca.
- Ech... - westchnąłem z rezygnacją i rzuciłem jej zmęczone spojrzenie. - Prawda jest taka, że służę na zamku w zamian za opiekę nad moją chorą matką i młodszą siostrą. Pewnie słyszałaś o epidemiach? Albo... o podbitych przez Paradis krajach.
Spojrzała na mnie wzrokiem, którego nie potrafiłem rozszyfrować. W jej oczach lśniło jakieś odbite światło, ale skąd niby miałoby pochodzić? Przecież było ciemno.
Roxette?
- Wybacz. - Ugryzłem się w język, by nie dodać "pani". Cóż, zamkowe zwyczaje i szacunek dla wyżej postawionych wpajano mi od wczesnej młodości i nie tak łatwo było mi się tego pozbyć. - W tym momencie pełnię wartę i nie mogę wybrać się na przechadzkę z tobą. Uwierz, niezmiernie mi przykro - dodałem z cichym westchnieniem. Czasem etykieta jest naprawdę denerwująca.
- Och, w takim razie... Miałbyś coś przeciwko, gdybym cię z niej zwolniła? - zaproponowała z błyskiem w oku.
Spojrzałem na nią z lekkim uśmiechem, ale w środku parsknąłem śmiechem. Ciekawe co się kryje pod tymi usilnymi staraniami, by mnie ze sobą zabrać. Odwróciłem się w stronę rozmawiających przyciszonymi głosami strażników stojących mniej więcej dziesięć metrów dalej.
- Chłopaki, nie musicie się martwić. Zaopiekuję się panienką Roxette. - Mrugnąłem porozumiewawczo i wyszczerzyłem zęby w szerokim uśmiechu, na co oni tylko kiwnęli głowami, nie zmieniając ponurej miny na pyskach. - Co za sztywniacy... - mruknąłem pod nosem z rozbawieniem i odwróciłem się do następczyni tronu. - A więc, gdzie się wybierzemy?
- Myślałam o jakiś zielonych, odludnych terenach - powiedziała, nadal na mnie nie patrząc, chyba nieco zestresowana. - Lubię spacerować tam, gdzie nie ma tłumów. Co powiedziałbyś na polowanie?
- Nie jestem w tym za dobry, ale czemu nie - odparłem, ruszając w stronę najbliższego zagajnika, w którym żyło dużo zajęcy, które były smaczne, a co najważniejsze - nie wymagały tyle siły co powalenie sarny czy jelenia.
- Chyba dość dobrze znasz okolicę. - Suczka podążyła za mną w odległości około metra.
- Taa... Zajmuję się wieloma rzeczami, więc muszę również wiele wiedzieć. Znajomość terenu jest obowiązkowa.
- Mimo wszystko jestem pod wrażeniem. Strażnicy nie patrolują lasów - zauważyła z nutą podejrzliwości w głosie.
- Panienko, wiem, że mnie nie znasz i moim zdaniem nie jestem osobą godną zaufania, ale skoro już zostałaś oddana pod moją opiekę, nie pozwolę, by coś ci się stało. Naprawdę, nic ci nie zrobię - zapewniłem ją, przez co stała się trochę spokojniejsza, ale nie zmniejszyło to jej czujności.
- Dlaczego uważasz się za osobę niegodną zaufania? Czym się właściwie zajmujesz?
- Cóż... - usiłowałem wymyślić jakieś określenie, które brzmiałoby lepiej niż "pies na posyłki". - Może pasuje do mnie słowo mistrz wszystkich specjalizacji? - zażartowałem, ale tollerka nie uśmiechnęła się, tylko zwolniła, aż w końcu całkiem się zatrzymała. Może wreszcie dostrzegła we mnie zagrożenie, które zabiera ją gdzieś po ciemku do mrocznego lasu. Aż się dziwiłem, że wcześniej nie wzbudziłem jej podejrzeń.
- Tak na serio, kim ty jesteś? Strażnicy cię znają, a mi się wydaje, że kilka razy widziałem się na królewskim dworze, więc musisz zajmować się jeszcze czymś innym niż tylko patrolowaniem dziedzińca.
- Ech... - westchnąłem z rezygnacją i rzuciłem jej zmęczone spojrzenie. - Prawda jest taka, że służę na zamku w zamian za opiekę nad moją chorą matką i młodszą siostrą. Pewnie słyszałaś o epidemiach? Albo... o podbitych przez Paradis krajach.
Spojrzała na mnie wzrokiem, którego nie potrafiłem rozszyfrować. W jej oczach lśniło jakieś odbite światło, ale skąd niby miałoby pochodzić? Przecież było ciemno.
Roxette?
Od Bonito (do Zoe)
-Ah Zoe. - westchnąłem. - Spełniają się nasze marzenia. Koniec życia w biegu, stresu i strachu przed chorobami i plagami. Paradis to piękna kraina, która najwyraźniej w końcu uspokoiła swe narwane żywioły. - rzekłem, idąc dumnie z uśmiechem.
-Masz rację, Boni. - odparła, była zamyślona. Wpatrywała się w dal, w piękny krajobraz oceanu, który dziś był wyjątkowo spokojny.
-Wiesz co? Doszedłem do pewnego wniosku. - usiadłem, unosząc łeb, a na moim pysku widniał może trochę cwaniacki, lecz bardziej dostojny uśmiech.
-Hm, no co? - oparła się na mnie łapami, marszcząc czoło rzuciła na mnie dociekliwe spojrzenie.
-Znajduje się tutaj tyle fantastycznych miejsc wartych uwagi. Może czas poznać dokładniej naszą krainę i nadać nazwę niesamowitym zakątkom? - spytałem. - Nie ma na razie z nami zbyt wielu psów, więc mam znacznie mniej obowiązków i spokojnie mógłbym znaleźć czas na odkrywanie. To wiąże się z szalonymi przygodami, ale także ustabilizowaniem królestwa. Może dzięki temu też bardziej zainteresuje ono jeszcze więcej psów. - dodałem, miał być to solidny argument starszego brata. Uniosłem jedną brew, ze zniecierpliwieniem czekając na odpowiedź mej uroczej siostry.
Siostrzyczko?
-Masz rację, Boni. - odparła, była zamyślona. Wpatrywała się w dal, w piękny krajobraz oceanu, który dziś był wyjątkowo spokojny.
-Wiesz co? Doszedłem do pewnego wniosku. - usiadłem, unosząc łeb, a na moim pysku widniał może trochę cwaniacki, lecz bardziej dostojny uśmiech.
-Hm, no co? - oparła się na mnie łapami, marszcząc czoło rzuciła na mnie dociekliwe spojrzenie.
-Znajduje się tutaj tyle fantastycznych miejsc wartych uwagi. Może czas poznać dokładniej naszą krainę i nadać nazwę niesamowitym zakątkom? - spytałem. - Nie ma na razie z nami zbyt wielu psów, więc mam znacznie mniej obowiązków i spokojnie mógłbym znaleźć czas na odkrywanie. To wiąże się z szalonymi przygodami, ale także ustabilizowaniem królestwa. Może dzięki temu też bardziej zainteresuje ono jeszcze więcej psów. - dodałem, miał być to solidny argument starszego brata. Uniosłem jedną brew, ze zniecierpliwieniem czekając na odpowiedź mej uroczej siostry.
Siostrzyczko?
Od Roxette CD Oktawiana
Spojrzałam się na psa, zastanawiając się, czy odpowiadać. Obejrzałam się wokoło, na szczęście strażnicy odeszli. Odetchnęłam i skierowałam na psa promienny uśmiech. Jego ślepia błyszczały w ciemności. Podeszłam do niego.
-Czasem muszę oderwać się od moich obowiązków, od tego pałacu i wszystkiego. To mnie nudzi, od lat wpajane mi zasady, surowe wychowanie, pełna kulturka i robienie ze mnie panienki z dobrego domu. Momentami chcę poszaleć, pomarzyć. To i tak pewnie kiedyś zostanie ukrócone, więc korzystam, gdy mogę. - zaśmiałam się, choć po wypowiedzeniu tych słów w mojej głowie zaczął krążyć kłębek wątpliwości, czy dobrze zrobiłam, mówiąc psu prawdę. Nie znałam go, skąd miałam wiedzieć, czy mogę mu ufać. Był nowy w stadzie, do tego w ogóle go nie znałam. Jak miał w ogóle na imię? Może to jego przyjazny wyraz pyska przekonał mnie, zdawał się być sympatycznym psem, który jest godny zaufania. Wszystko okaże się od tego, czy jutro cały dwór będzie huczał niusami, że nie chcę być królową. Oczywiście, to komiczna nieprawda, lecz plotki rodzą się nawet z małych wybryków, w sumie przywykłam już do nich, zdobyłam już całkiem spore doświadczenie z dworzanami. Uwielbiają mówić o innych, plotkować i wymyślać niestworzone historie, a zresztą to kolejny element mej nudnej, codziennej rzeczywistości.
-Rozumiem. Tak w ogóle jestem Oktawian. - pies uśmiechnął się tylko.
-Ja jestem Roxi, proszę, zwracaj się tak do mnie. - odparłam.
-Miło mi bardzo. - pies lekko się ukłonił.
-Eh, wstawaj. Nie jestem żadną królową. Co prawda, na razie, ale jednak nie. Może miałbyś ochotę na krótką przechadzkę po królestwie? - spytałam, dosyć nieśmiało. Często rozmawiałam z psami z królestwa jakbym była jednym z nich, bo tak naprawdę byłam. Może i kiedyś miałam zasiąść na tronie, lecz wtedy nie stawałam się żadnym bogiem, ale wciąż byłam psem o czterech łapach i jednym ogonie. Nie chciałam, bynajmniej na razie, aby mnie wywyższano lub kłaniano się przede mną. Jak normalny osobnik z mego gatunku chciałam poznawać nowe psy, zaprzyjaźniać się z nimi, no po prostu nawiązywać dobre relacje Trochę zestresowana oczekiwałam na odpowiedź, nerwowo tupając moją prawą przednią łapką o podłoże.
Oktawian?
-Czasem muszę oderwać się od moich obowiązków, od tego pałacu i wszystkiego. To mnie nudzi, od lat wpajane mi zasady, surowe wychowanie, pełna kulturka i robienie ze mnie panienki z dobrego domu. Momentami chcę poszaleć, pomarzyć. To i tak pewnie kiedyś zostanie ukrócone, więc korzystam, gdy mogę. - zaśmiałam się, choć po wypowiedzeniu tych słów w mojej głowie zaczął krążyć kłębek wątpliwości, czy dobrze zrobiłam, mówiąc psu prawdę. Nie znałam go, skąd miałam wiedzieć, czy mogę mu ufać. Był nowy w stadzie, do tego w ogóle go nie znałam. Jak miał w ogóle na imię? Może to jego przyjazny wyraz pyska przekonał mnie, zdawał się być sympatycznym psem, który jest godny zaufania. Wszystko okaże się od tego, czy jutro cały dwór będzie huczał niusami, że nie chcę być królową. Oczywiście, to komiczna nieprawda, lecz plotki rodzą się nawet z małych wybryków, w sumie przywykłam już do nich, zdobyłam już całkiem spore doświadczenie z dworzanami. Uwielbiają mówić o innych, plotkować i wymyślać niestworzone historie, a zresztą to kolejny element mej nudnej, codziennej rzeczywistości.
-Rozumiem. Tak w ogóle jestem Oktawian. - pies uśmiechnął się tylko.
-Ja jestem Roxi, proszę, zwracaj się tak do mnie. - odparłam.
-Miło mi bardzo. - pies lekko się ukłonił.
-Eh, wstawaj. Nie jestem żadną królową. Co prawda, na razie, ale jednak nie. Może miałbyś ochotę na krótką przechadzkę po królestwie? - spytałam, dosyć nieśmiało. Często rozmawiałam z psami z królestwa jakbym była jednym z nich, bo tak naprawdę byłam. Może i kiedyś miałam zasiąść na tronie, lecz wtedy nie stawałam się żadnym bogiem, ale wciąż byłam psem o czterech łapach i jednym ogonie. Nie chciałam, bynajmniej na razie, aby mnie wywyższano lub kłaniano się przede mną. Jak normalny osobnik z mego gatunku chciałam poznawać nowe psy, zaprzyjaźniać się z nimi, no po prostu nawiązywać dobre relacje Trochę zestresowana oczekiwałam na odpowiedź, nerwowo tupając moją prawą przednią łapką o podłoże.
Oktawian?
Od Oktawiana (do Roxette)
Ziewnąłem szeroko, wcale nie próbując tego ukryć, choć strażnicy
patrolujący dziedziniec zamku niedaleko mnie rzucali w moją stronę
krzywe spojrzenia. Nie przejmowałem się tym, było już dość późno, a ja
po całym dniu bieganiu w tę i z powrotem po całym zamku i pomaganiu psom
na co najmniej czterech różnych stanowiskach, miałem dość. Też
posiadałem jakieś limity, bez przesady, nie byłem robotem, którego można
używać bez przerwy.
Przekrzywiłem głowę z grymasem na pysku, aż coś trzasnęło mi w karku. Otrząsnąłem się i kichnąłem, a moi towarzysze zgromili mnie wzrokiem. Straż przy zamku powinna zachowywać się cicho, by w razie czego wykryć każdy szmer, ale ja i tak byłem pewien, że jako pierwszy usłyszę niepokojące sygnały. Właśnie między innymi ze względu na mój czuły słuch często zostawałem wybierany na zastępstwo wartowników, którzy wzięli parę dni wolnego.
Szczerze mówiąc, bycie królewskim strażnikiem to bardzo nudne zajęcie. Najpierw dzień, a potem noc, cały czas na nogach, bez chwili odpoczynku. Chodzisz dookoła twierdzy cały czas wypatrując i nasłuchując. Czasem wręcz marzy się o tym, by jakiś intruz wtargnął na królewskie ziemie, tylko po to, by kogoś złapać i przerwać monotonię. Nawet nie możesz z nikim pogadać. Dopiero gdy przychodzi zmiana wszyscy z uśmiechem udają się na obiad albo kolację, w zależności od tego, o której godzinie ich praca się kończy.
Ja jako sługa niepochodzący nawet z tego kraju nie mogłem sobie pozwolić na urlop czy koniec pracy. Wszystkie psy w zamku wiedziały, że jeśli nie chcą wykonać jakiejś roboty, mogą ją zwalić na mnie. Byłem potrzebny - musiałem pracować, a jeśli akurat nikt niczego ode mnie nie chciał, sam znajdowałem sobie jakieś zajęcie. Najczęściej chodziłem wtedy na targ, bo tam zawsze działo się coś interesującego.
No, w każdym razie nie mogłem narzekać na nudę.
Ale teraz, o Wielki Mungu! Gdybym zwolnił chociaż trochę, zacząłbym przysypiać na stojąco. Na szczęście jakaś nieznana mi osóbka uratowała mnie od tego losu, starając się przemknąć obok czujnie wypatrujących zagrożeń strażników.
- Hej, chłopaki, ktoś właśnie ucieka z zamku, jak by was to obchodziło - zawołałem w ich stronę, a oni spojrzeli na mnie z rozdrażnieniem, po czym ostrożnie otoczyli wskazane przeze mnie miejsce.
Szkoda, że nie wzięli mnie do tej roboty rano. Wtedy na warcie stoją psy w podobnym do mnie wieku, tamci nie są tacy sztywni.
Strażnicy stali tacy jacyś niezdecydowani, patrząc po sobie i nie wiedząc, co robić. Podszedłem do nich, by zobaczyć, co kryło się w krzakach.
Moim oczom ukazała się ruda suczka, patrząca na otaczające ją psy z niemałym niezadowoleniem. Widocznie nie była przyzwyczajona do rzucania się na nią w ciemnościach, na dodatek przez dużo starsze samce.
- Moja pani, następczyni tronu nie powinna ot tak wałęsać się po krzakach. - Uśmiechnąłem się lekko, odgadując jej tożsamość. Kilka razy widziałem ją z daleka, a opowieści o rodzinie królewskiej krąży w mieście tyle, że nie starczyłoby życia, by je wszystkie opowiedzieć. - Gdzie wybiera się pani o tak później porze?
Roxette?
Przekrzywiłem głowę z grymasem na pysku, aż coś trzasnęło mi w karku. Otrząsnąłem się i kichnąłem, a moi towarzysze zgromili mnie wzrokiem. Straż przy zamku powinna zachowywać się cicho, by w razie czego wykryć każdy szmer, ale ja i tak byłem pewien, że jako pierwszy usłyszę niepokojące sygnały. Właśnie między innymi ze względu na mój czuły słuch często zostawałem wybierany na zastępstwo wartowników, którzy wzięli parę dni wolnego.
Szczerze mówiąc, bycie królewskim strażnikiem to bardzo nudne zajęcie. Najpierw dzień, a potem noc, cały czas na nogach, bez chwili odpoczynku. Chodzisz dookoła twierdzy cały czas wypatrując i nasłuchując. Czasem wręcz marzy się o tym, by jakiś intruz wtargnął na królewskie ziemie, tylko po to, by kogoś złapać i przerwać monotonię. Nawet nie możesz z nikim pogadać. Dopiero gdy przychodzi zmiana wszyscy z uśmiechem udają się na obiad albo kolację, w zależności od tego, o której godzinie ich praca się kończy.
Ja jako sługa niepochodzący nawet z tego kraju nie mogłem sobie pozwolić na urlop czy koniec pracy. Wszystkie psy w zamku wiedziały, że jeśli nie chcą wykonać jakiejś roboty, mogą ją zwalić na mnie. Byłem potrzebny - musiałem pracować, a jeśli akurat nikt niczego ode mnie nie chciał, sam znajdowałem sobie jakieś zajęcie. Najczęściej chodziłem wtedy na targ, bo tam zawsze działo się coś interesującego.
No, w każdym razie nie mogłem narzekać na nudę.
Ale teraz, o Wielki Mungu! Gdybym zwolnił chociaż trochę, zacząłbym przysypiać na stojąco. Na szczęście jakaś nieznana mi osóbka uratowała mnie od tego losu, starając się przemknąć obok czujnie wypatrujących zagrożeń strażników.
- Hej, chłopaki, ktoś właśnie ucieka z zamku, jak by was to obchodziło - zawołałem w ich stronę, a oni spojrzeli na mnie z rozdrażnieniem, po czym ostrożnie otoczyli wskazane przeze mnie miejsce.
Szkoda, że nie wzięli mnie do tej roboty rano. Wtedy na warcie stoją psy w podobnym do mnie wieku, tamci nie są tacy sztywni.
Strażnicy stali tacy jacyś niezdecydowani, patrząc po sobie i nie wiedząc, co robić. Podszedłem do nich, by zobaczyć, co kryło się w krzakach.
Moim oczom ukazała się ruda suczka, patrząca na otaczające ją psy z niemałym niezadowoleniem. Widocznie nie była przyzwyczajona do rzucania się na nią w ciemnościach, na dodatek przez dużo starsze samce.
- Moja pani, następczyni tronu nie powinna ot tak wałęsać się po krzakach. - Uśmiechnąłem się lekko, odgadując jej tożsamość. Kilka razy widziałem ją z daleka, a opowieści o rodzinie królewskiej krąży w mieście tyle, że nie starczyłoby życia, by je wszystkie opowiedzieć. - Gdzie wybiera się pani o tak później porze?
Roxette?
piątek, 13 stycznia 2017
Oktawian
Źródło zdjęcia: http://maaira.deviantart.com/
Imię: Oktawian
Wiek: 2,5 lata
Data urodzin: 14 lipca
Płeć: Pies
Miejsce w hierarchii: Mieszkaniec
Stanowisko: Pomocnik
Aparycja:
Rasa: Na pewno jest w niego dużo ze zwinnych psów pasterskich. Jednak jest nieco bardziej masywny. Prawdopodobnie więc jest to mieszanka, z naciskiem na lekko zbudowane rasy.
Wzrost: 60 cm w kłębie
Waga: 23 kg
Głos: Edd Sheeran (Castle On The Hill)
Ogólne: Oktawian to pies mieszczący się między określeniem średni i duży. Z pewnością jest dość masywny, przez co trudno stwierdzić, czy tak naprawdę powinien być przyporządkowany do którejkolwiek z tych grup. Ma futro w rudym kolorze, które niemal zawsze jest zmierzwione i potargane, jakby pies dopiero co się obudził. Podbrzusze, pysk i łapy pokrywa biała krótsza sierść. Posiada dwa pół oklapnięte uszy, postawione rzadko kiedy można zobaczyć. Do tego nie można mu odmówić wyjątkowych oczu o złoto-bursztynowej barwie. Oktawian otrzymał również w spadku po przodkach puszysty ogon, którym może dosięgnąć do samej ziemi, o ile go wyprostuje, jednak zwykle jest on lekko zagięty ku górze.
Umiejętności: Z Oktawiana żaden biegacz. Szybko się męczy, gdy musi gnać przed siebie, ale na dłuższych dystansach, gdy prędkość nie jest zbyt ważna, może wytrzymać naprawdę długo. Dość silny, dzięki przenoszeniu ciężkich ładunków w przeszłości. Jego atutem z pewnością jest słuch, który zawsze alarmuje go o niebezpieczeństwie, chodź może być równie dobrze słabą stroną, bo pies nie znosi zbyt głośnych dźwięków, przez które boją go uszy. Ma lekką wadę wzroku, ale nie przeszkadza mu ona w codziennym życiu. Po prostu nie zobaczy czegoś, co znajduje się daleko od niego. Nie potrafi wysoko ani daleko skakać, dlatego zwykle nadrabia inteligencją i wymyśla sposób, jak pokonać wysoką czy szeroką przeszkodę.
Charakter: Oktawian to samolubny i samodzielny pies, który stał się taki już za czasów dzieciństwa. Wojna wywarła na niego duży wpływ, przez co zaczął myśleć jedynie o własnym przetrwaniu. Trudno od niego oczekiwać jakiegokolwiek przejawu empatii czy chęci pomocy innym przez wewnętrzną potrzebę czynienia dobra. On po prostu nie uznaje dobra i zła. Przez swoją niezależność może być postrzegany jako buntownik, który stara się wyłamać z grupy i żyć tak, jak mu się podoba. Zapewne jest w tym trochę prawdy, bo pies robi tylko to, czego chce i co jest mu potrzebne. Za każdym razem, gdy jest w trudnej sytuacji, woli polegać na sobie i swoim własnym zdaniu. Nie oznacza to jednak, że jest nieuprzejmy czy źle nastawiony do innych psów. Dla znajomych jest bardzo przyjacielski, staje się bardziej wycofany i milczący w towarzystwie obcych. Może czasem używać ostrego języka i zrzędzić, ale robi to zwykle tylko wtedy, gdy jest zdenerwowany. Przez większość czasu to naprawdę spokojny, niemal wyglądający na znudzonego pies, który bardzo rzadko okazuje jakiekolwiek uczucia i chowa je za lekkim uśmiechem. Zazwyczaj udaje je, bo tego oczekują od niego inni. Mistrz obłudy na pewno zorientuje się w przedstawieniu, które Oktawian z uśmiechem będzie odgrywał, ale przejrzany zapewne wzruszy tylko ramionami i uczciwie przyzna do kłamstwa. Irytację wzbudzają w nim wszyscy arystokraci i wysoko postawieni, którzy wobec poddanych zachowują się jak istne bóstwa chodzące po ziemi. Uważa ich za aroganckich i samolubnych. Ma poczucie humoru i kiedy jest w dobrym nastroju, często żartuje. Dumny pies, który z powagą wykonuje wszystkie swoje obowiązki. Do czasu, aż nie włączy się jego tryb beztroskiego młodzieńca przesypiającego całe dnie lub bawiącego w rzucanie martwymi rybami do celu. Ma alergię na powolne i mało inteligentne psy, gdyż sam zalicza się do tych energicznych i bystrych. Łatwo przebacza wszelkie złośliwości, którymi raczą go inne psy, ale nigdy nie zapomina doznanych krzywd, ponieważ zapadają mu głęboko w pamięć. Nie widać po nim chęci robienia czegokolwiek, rozmawiania z kimkolwiek. Nie będzie mu przeszkadzało, jeśli cały dzień spędzi nie odezwawszy się do nikogo. Nie angażuje się zbytnio w zawierane znajomości, cały czas błądzi myślami przy jakimś celu, który sobie postawił.
Motto*: Przekonanie, że słaby nie może nic jest źle. Przekonanie, że silny może wszystko jest złe.
Sympatia: Kto wie, może zauroczy go jakaś suczka.
Partner: Aktualnie nie posiada.
Byli partnerki*: Niedawno temu był ktoś taki. Nawet dwie takie osóbki. Oktawian po cichu do nich wzdychał, ale nigdy nie wyznał im, co czuje.
Szczenięta: Jakoś niezbyt ciągnie go do ojcostwa.
Rodzina: Drux (ojciec, nie żyje), Narcyza (matka), Raisa (młodsza siostra)
Historia: Aby należycie poznać całą historię tego psa należy się cofnąć aż do momentu królowania poprzedniego władcy Paradis, który swego czasu prowadził silne i niepokonane na polu bitwy państwo na inne, wtedy jeszcze niepodległe kraje. Oktawian miał nieszczęście narodzić się w dość małym kraju, które znane było z obfitujących w zwierzynę terenów łowieckich. Ojczyzna samca zaczęła interesować króla, który wkrótce wysłał kilka oddziałów, by przejęły ziemię. Właśnie wtedy ojciec Oktawiana został zwerbowany do wojska jako jeszcze młody, nadający się do walki pies, a ciężarna matka opiekowała się szczenięciem w domu. Broniący się obywatele byli w mniejszości, więc wkrótce przegrali, wszystkie konflikty krwawo stłumiono. Drux poległ, podobnie jak wielu jego towarzyszy. Wojska zaczęły przesiedlać mieszkańców, by ich miejsce mogła zająć szlachta
Paradis. Tymczasem Narcyza urodziła młodszą siostrę Oktawiana. Od dnia porodu czuła się coraz słabiej, okazało się, że zachorowała na nieznaną chorobę, która dziesiątkowała pobliskie wioski. Prawdopodobnie był to wirus sprowadzony z Paradis, na który obce psy nie były uodpornione. Rudy pies jako nastolatek postanowił za wszelką cenę wyleczyć matkę, a jedynym miejscem, gdzie lek mógł dostać, było królestwo najeźdźcy. Poddał się, gdy wojownicy przyszli po jego rodzinę. Nie miał nic do zaoferowania, więc oddał się na służbę do stolicy, gdzie mieścił się również zamek króla. Jego matka i siostra podobno zostały otoczone opieką i żyją gdzieś w mniejszym mieście, jednak od blisko roku pies ich nie widział.
Kontakt: Czakenzo. (howrse) Emerge (doggi)
Alix z Darkmoonthu
Źródło zdjęcia: http://www.na-pulpit.com/
Imię: Alix z Darkmoonthu, pseudonim: Czarna pantera
Wiek: 1 rok i 10 miesięcy
Data urodzin: 27 stycznia
Płeć: Suka
Miejsce w hierarchii: Zwykły mieszkaniec.
Stanowisko: Zwiadowca
Aparycja: Jest czarna jak smoła. Ma duże czarne czujne uszy. Ostre kły i pazury.
Rasa: Czarny owczarek niemiecki (rzadki)
Wzrost: 59 cm
Waga: 22 kg
Głos: Katty Perry (Roar)
Ogólne: Charakter tej suczki jest oparty na adrenalinie. Lubi niebezpieczne, długie podróże. Romantyczna, ponieważ szybko zakochał się w niej Aaron.
Umiejętności: Umie chodzić po drzewach z zawrotną prędkością. Szybko biega i wysoko skacze.Nie umie wytrzymać w miejscu więcej niż 1 min. Lubi koty.
Charakter: Od czego by tu zacząć...? Już wiem!Alix to urodzony poszukiwacz przygód i wielbicielka adrenaliny. Umie uciec z każdej, nawet najgorszej i najbardziej chronionej pułapki.Umie wędrować bez wody i jedzenia nawet 5 dni!Jednak później mdleje z powodu braku witamin. Dzięki jej małym rozmiarom umie wślizgnąć się prawie wszędzie. Najczęściej nie podejmuje się walki.Wykorzystuje do zabicia wroga swój spryt. Jest niezwykle inteligentna.Umiejętność wchodzenia po drzewach i używania ludzkich narzędzi często przydają się innym psom.Jednak ten owczarek ma i minusy. Po drodze, gdy uciekali z Aaronem w wierze na nowy dom znalazła kotka za złamaną łapą.Teraz zawsze za nią chodzi .Jednak innym psom się to raczej nie podoba. Mało mówi.
Motto*: To że milczę nie znaczy że nie mam nic do powiedzenia.
Sympatia: Aaron
Partner: Imię partnera: -
Byli partnerzy: -
Szczenięta: -
Rodzina: Matka zastrzelona przez ludzi, ojciec wygnany za to, że był kotem.
Historia: Historia Alix zaczyna się w cieślinie pomiędzy budynkami w Paryżu. Pamięta, że ojciec został wygnany za to że był kotem, jednak nauczył Alix świetnie walczyć i polować.Wódz stada był w strachu przed jedynaczką. Powierzył jej matce drugiego szczeniaka owczarka niemieckiego.Cóż...on nie był czarny tak jak Alix. Był tradycyjnym owczarkiem niemiecki.Szczeniaki szybko rosły i szybko się w sobie zakochały. Jednak pewnego dnia gdy Alix miała już rok i 8 miesięcy ludzie wystrzeliwali całą ich sforę.Dwójce zakochanych udała się uciec.Po długiej, samotnej wędrówce znaleźli kota ze złamaną łapą.Alix wyleczyła go i przygarneła kociaka.Po dwóch miesiącach znaleźli się tutaj.
Kontakt: Howrse: Wolf22 /Doggi: Wolf22 lub alicja.dubacka@gimail.com
Imię: Alix z Darkmoonthu, pseudonim: Czarna pantera
Wiek: 1 rok i 10 miesięcy
Data urodzin: 27 stycznia
Płeć: Suka
Miejsce w hierarchii: Zwykły mieszkaniec.
Stanowisko: Zwiadowca
Aparycja: Jest czarna jak smoła. Ma duże czarne czujne uszy. Ostre kły i pazury.
Rasa: Czarny owczarek niemiecki (rzadki)
Wzrost: 59 cm
Waga: 22 kg
Głos: Katty Perry (Roar)
Ogólne: Charakter tej suczki jest oparty na adrenalinie. Lubi niebezpieczne, długie podróże. Romantyczna, ponieważ szybko zakochał się w niej Aaron.
Umiejętności: Umie chodzić po drzewach z zawrotną prędkością. Szybko biega i wysoko skacze.Nie umie wytrzymać w miejscu więcej niż 1 min. Lubi koty.
Charakter: Od czego by tu zacząć...? Już wiem!Alix to urodzony poszukiwacz przygód i wielbicielka adrenaliny. Umie uciec z każdej, nawet najgorszej i najbardziej chronionej pułapki.Umie wędrować bez wody i jedzenia nawet 5 dni!Jednak później mdleje z powodu braku witamin. Dzięki jej małym rozmiarom umie wślizgnąć się prawie wszędzie. Najczęściej nie podejmuje się walki.Wykorzystuje do zabicia wroga swój spryt. Jest niezwykle inteligentna.Umiejętność wchodzenia po drzewach i używania ludzkich narzędzi często przydają się innym psom.Jednak ten owczarek ma i minusy. Po drodze, gdy uciekali z Aaronem w wierze na nowy dom znalazła kotka za złamaną łapą.Teraz zawsze za nią chodzi .Jednak innym psom się to raczej nie podoba. Mało mówi.
Motto*: To że milczę nie znaczy że nie mam nic do powiedzenia.
Sympatia: Aaron
Partner: Imię partnera: -
Byli partnerzy: -
Szczenięta: -
Rodzina: Matka zastrzelona przez ludzi, ojciec wygnany za to, że był kotem.
Historia: Historia Alix zaczyna się w cieślinie pomiędzy budynkami w Paryżu. Pamięta, że ojciec został wygnany za to że był kotem, jednak nauczył Alix świetnie walczyć i polować.Wódz stada był w strachu przed jedynaczką. Powierzył jej matce drugiego szczeniaka owczarka niemieckiego.Cóż...on nie był czarny tak jak Alix. Był tradycyjnym owczarkiem niemiecki.Szczeniaki szybko rosły i szybko się w sobie zakochały. Jednak pewnego dnia gdy Alix miała już rok i 8 miesięcy ludzie wystrzeliwali całą ich sforę.Dwójce zakochanych udała się uciec.Po długiej, samotnej wędrówce znaleźli kota ze złamaną łapą.Alix wyleczyła go i przygarneła kociaka.Po dwóch miesiącach znaleźli się tutaj.
Kontakt: Howrse: Wolf22 /Doggi: Wolf22 lub alicja.dubacka@gimail.com
środa, 11 stycznia 2017
Oficjalne otwarcie
Witajcie! Stado Vida de Amor uważamy za otwarte. Prowadzimy nabór i
czekamy na Wasze formularze oraz pierwsze opowiadania. Mamy nadzieję, że
blog Wam się spodoba i będziecie polecać go innym bloggerom. Chcemy,
aby było tu nas jak najwięcej. Abyście mogli wyżyć się artystycznie
tworząc wspaniałe historie wraz z innymi. Niech ten blog trwa jak
najdłużej. Będziemy walczyć o członków i aktywność. Liczymy, że to początek czegoś
wspaniałego. :)
Nie zwlekajcie, a formularze wysyłajcie. Czekamy. Życzymy wszystkim miłego wieczoru,
Administracja Viva de Amor.
Nie zwlekajcie, a formularze wysyłajcie. Czekamy. Życzymy wszystkim miłego wieczoru,
Administracja Viva de Amor.
szablon by adcivilly (z malutką pomocą Zoe przy kartach)
Następczyni tronu Roxette z rodu Avenue of Stars
Źródło zdjęcia: Unkown
Imię: Roxette z rodu Avenue of Stars, zdrobnienie Roxi
Wiek: 2 lata
Data urodzin: 31 lipca
Płeć: Suka
Miejsce w hierarchii: Rodzina królewska
Stanowisko: Łowca/Następca króla
Aparycja:
- Rasa: Nova Scotia Duck Tolling Retriever
- Wzrost: 48 cm
- Waga: 17 kg
- Głos: Demons - Imagine Dragons (Cover by Jasmine Thompson)
- Ogólne: Roxette to szczupła suka o pięknych, bursztynowych oczach, którym niełatwo się oprzeć. Ma różowe, urocze poduszki u łap oraz nos. Ma białą plamkę na głowie oraz na piersi. Jej łapki również są białe. Jej sierść jest gładka, zadbana i dosyć długa. Roxi ma wdzięczne spojrzenie, szczupłe łapy i długi, puszysty ogon. Gdy coś wytropi przyjmuje charakterystyczną jak na tropiciela postawę, tzw. stójkę.
Charakter: To pies, który potrzebuje wrażeń. Samo siedzenie w pałacu, gotowe jedzenie podane pod sam nos nie wystarcza. Roxi musi mieć adrenalinę, musi się wyżyć, aby być szczęśliwa. Uwielbia polowania, przygody i odkrywanie nowych miejsc. Jej największym marzeniem jest wyprawa do Vie. Roxette ma bardzo dobre serce, jest wyrozumiała, choć niecierpliwa. Bardzo łatwo się denerwuje. Jest szczera, nie rani innych. Zawsze stara się bezproblemowo wybrnąć z kryzysowych sytuacji. Aby otworzyła się przed kimś i obdarzyła go swym cennym zaufaniem musi on dać jej jakiś dowód, że jest tego wart. Od Roxi emanuje ciepło i dobro, potrafi ona wybaczyć i raczej nie robi nikomu krzywdy. Lubi pożartować, czasem powie coś, czego nie powinna.
Motto: na razie brak.
Sympatia: Na razie brak, może ktoś podejmie się wyzwania, aby skraść jej serce.
Partner: -
Byli partnerzy: -
Szczenięta: -
Rodzina:
- Ojciec: Bonito z rodu Avenue of Stars
- Matka: Anabelle Auer
- Rodzeństwo: -
Kontakt: adcivilly
Księżniczka Zoe z rodu Avenue of Stars
Źródło zdjęcia: Kelshray-photo
Imię: Oryginalne, szybko wpadające w ucho - Zoe [czyt. Zołi], a raczej Zoe z rodu Avenue of Stars. Imię to jest dosyć krótkie, dlatego rzadko się zdarza, żeby ktoś je jeszcze bardziej skracał, jednakże wśród bliskich i przyjaciół toleruje pseudonim Zou [czyt. Zoł] lub Zołza.
Wiek: Skończone 2 lata, jest młoda, jednak dorosła.
Data urodzin: 3 stycznia, urodziła się koło północy.
Płeć: Rzeczą oczywistą jest, że masz do czynienia ze stuprocentową suką. Jeśli jednak pojawią się jakiekolwiek wątpliwości, możesz zapytać się o to jej.
Miejsce w hierarchii: Pochodzi z rodziny królewskiej.
Stanowisko: Z przeznaczenia jest księżniczką, jednakże w wolnym czasie pełni funkcję medyczki.
Aparycja:
- Rasa: Jej ojciec był rasowym wyżłem weimarskim, a matka - skundlonym owczarkiem szwajcarskim. Wygląd zdecydowanie odziedziczyła po matce, często jest mylona ze wcześniej wspomnianą rasą, co nie zmienia faktu, że jest zwykłym mieszańcem - z domieszką owczarka.
- Wzrost: 63 centymetry w kłębie.
- Waga: Jej waga waha się w granicach 33-35 kilogramów.
- Głos: Chrissy Costanza (Against The Current). Zou jest posiadaczką niezwykłego, jednak ślicznego głosu.
- Ogólne: Zacznijmy od tego, że Zoe jest dość wysoką samicą. Ma długie, lekko umięśnione łapy i lekko uniesiony ogon. Jej kufa nie jest specyficzna, bowiem łudząco przypomina kufę owczarka szwajcarskiego, odróżnia się jedynie jasnoróżowym noskiem i dość specyficznymi, wpół zgiętymi uszami. Cechą charakterystyczną jest kolor jej krótkiej, miękkiej sierści - kremowy z dodatkiem białego, koniec ogona lekko rudy. Porusza się z wdziękiem i lekkością, co niekiedy sprawia wrażenie, jakby delikatnie unosiła się nad ziemią. Całokształtu dopełniają głębokie, brązowe oczy, które suka zdecydowanie odziedziczyła po babci.
Charakter: Jeśli miałabym streścić charakter Zoe w jednym zdaniu, zapewne brzmiało by ono: Radosna optymistka z ogromnym poczuciem humoru. Tak też jest. To sunia niezwykle miła i pomocna, wrażliwa na krzywdę innych, choć na pierwszy rzut oka wydaje się obojętna. Stara się być szczera, jednak nie zawsze jej to wychodzi; woli skłamać, niż kogoś urazić. Nigdy nie była skłonna do głośnego wyrażania własnej opinii, próbowała nie wyróżniać się z tłumu, a co za tym idzie - skromna. Nie lubi się chwalić, woli mówić dobrze o innych. Ma niezwykłe poczucie humoru, ale jeżeli sytuacja tego wymaga - potrafi je w sobie zdusić i zastąpić powagą. Stara się myśleć pozytywnie, rozwiązać każdy problem. Zdecydowanie woli towarzystwo. Są jednak chwile, kiedy ma ochotę zamknąć się w ciemnym pokoju sama ze sobą. Zazwyczaj uśmiech nie schodzi jej z pyszczka. Oczywiście zdarza się, że ma gorszy dzień, jest wtedy jakby nieobecna. Ale jak wiadomo, nie ma ideałów. Jej główną wadą jest niezwykła nieufność do obcych. Na początku znajomości jest spokojna, nie mówi dużo, zwłaszcza o sobie i swoim życiu. Potem powoli się "rozkręca". Mimo wszystko na jej zaufanie trzeba sobie zasłużyć, a gdy już się je otrzyma - pielęgnować. Sunia ma skłonność do wybaczania, choć zazwyczaj trwa to dłuższy czas. Oprócz tego, nigdy się nie poddaje. Zawsze walczy do końca, dąży do celu "po trupach". Jeśli coś obieca - zrobi to. Nie rzuca słów na wiatr. Ma waleczną duszę i bez wahania obroniłaby swoich bliskich oraz przyjaciół.
Czyli, podsumowując, jest radosną optymistką z ogromnym poczuciem humoru.
Motto: There is no rainbow without the rain.
Sympatia: Na chwilę obecną żaden samiec nie przykuł jej uwagi na tyle, żeby mogła śmiało mówić, że się zakochała.
Partner: Nie ma.
Byli partnerzy: W jej życiu nie doszło jeszcze do poważnego związku. Gdy miała około roku, zauroczyła się w jednym psie, ale ten odrzucił ją. Miłość to dla Zoe trudny temat.
Szczenięta: Zawsze marzyła o własnych, puchatych kuleczkach, jednak nie jest pewna, czy nadaje się na matkę.
Rodzina:
- Ojciec: Baron Idaah z rodu Avenue of Stars,
- Matka: Anastazja z rodu Upendo Ama,
- Rodzeństwo: Bonito z rodu Avenue of Stars.
Kontakt: Piesel04 [H] | Piesel04 [D] | leon.1444@spoko.pl
Król Bonito z rodu Avenue of Stars
Źródło zdjęcia: http://kattfloka.deviantart.com
Imię: Bonito z rodu Avenue of Stars, zdrobnienie Boni
Wiek: 5 lat
Data urodzin: 4 maja
Płeć: Pies, oczywiście.
Miejsce w hierarchii: Rodzina królewska
Stanowisko: Król
Aparycja:
- Rasa: Wyżeł weimarski
- Wzrost: 70 cm
- Waga: 40 kg
- Głos: Bryan Adams - I Do It For You
- Ogólne: Bonito jest wysokim psem o długich łapach i smukłej sylwetce. Ma on silnie ukrwione uszy. Jego oczy są zielone, a spojrzenie wierne i pełne empatii. Jego sierść jest zadbana i gładka. Sierść ma kolor grafitowy, jest dosyć ciemna jak na tę odmianę wyżła. Nos i poduszki od łap są czarne jak węgiel. Bonito porusza się dumnie z uniesioną głową, wysoko podnosi łapy, gdy się porusza. Jest psem bardzo dostojnym.
Charakter: Trzeba zacząć od tego, że jest nieufny. Wiele przeszedł, trafił na różne psy, przez co nabrał do nich wiele dystansu. Cechuje go ostrożność, trzeba się postarać o jego zaufanie. Nie jest to wcale takie proste. Gdy w końcu się przed kimś otworzy jest sympatyczny, czuły i troskliwy. Zgrywa niedostępnego, umie pożartować, choć dla nieznajomych dla niego psów jest poważny, można by nawet rzec, że aż zbyt poważny. Czasem powie o jedno słowo za dużo, przywykł, że mówi co myśli. Jest psem zdecydowanym, wie czego chce i wcale się z tym nie kryje. Ma swoje zdanie, jest uparty i zawsze dochodzi do celu. Liczy się z innymi, lecz nie zawsze - pies, którego ma wysłuchać musi mieć solidne argumenty. Choć nie wygląda, jest romantykiem, lecz tylko dla najbliższych. Szybko się przywiązuje i bardzo ceni rodzinę. Zależy mu najbardziej na szczęściu i dobrze najbliższych.
Motto: "By zwyciężać, trzeba być pewnym swego celu, czyli wiedzieć, czego się pragnie; niezbędne jest też głębokie pragnienie, by to zdobyć."
Sympatia: Na razie brak.
Partner: -
Byłe partnerki: Był kiedyś w poważnym związku z tollerką Anabelle. Był z nią szczęśliwy, łączyło ich szczerze uczucie. Niestety, zmarła.
Szczenięta: Roxette
Rodzina:
- Ojciec: Baron Idaah z rodu Avenue of Stars
- Matka: Anastazja z rodu Upendo Ama
- Rodzeństwo: Zoe z rodu Avenue of Stars
Kontakt: adcivilly
Subskrybuj:
Posty (Atom)