Z przykrością zawiadamiamy, że Oktawian opuszcza sforę.
czwartek, 2 lutego 2017
wtorek, 31 stycznia 2017
Powitajmy nowego członka stada - suczkę Shexyveryn ♥
Zdjęcie dorosłego psa: ZOBACZ TUTAJ
Źródło zdjęcia: Pixabay (#pies)
Imię: Trudne i skomplikowane - ma na imię Shexyveryn (czt. Szixiwer). W skrócie She - jednak ona nie lubi tego zdrobnienia.
Wiek: 5 miesięcy.
Data urodzin: 2.02
Płeć: Suka /
Miejsce w hierarchii: Poddana
Aparycja:
Rodzina: Nie ma rodziny. Smutne, prawda?
Historia: Mój właściciel oddał mnie do schroniska. Jak 3miesięczny pies mógł przeżyć coś takiego? Poznałam tam pewną Irizę
- Cześć... Jestem Izira... Co tu robisz?
- Jestem Shexyveryn... Mój właściciel mnie oddał...
Nagle pewna kobieta otworzyła mój boks i zapięła mnie na smycz. Obróżka była trochę za duża... I podczas spaceru uciekłam, bo wysmyknęłam się z obróżki. Tak trafiłam do sfory..
Kontakt: Arela13 | Olifkaas
Źródło zdjęcia: Pixabay (#pies)
Imię: Trudne i skomplikowane - ma na imię Shexyveryn (czt. Szixiwer). W skrócie She - jednak ona nie lubi tego zdrobnienia.
Wiek: 5 miesięcy.
Data urodzin: 2.02
Płeć: Suka /
Miejsce w hierarchii: Poddana
Aparycja:
- Rasa: Golden Retrievier wymieszany z Labradorem.
- Ogólne: Wyglądem przypomina labradororetrieviera. Ma krótką sierść, długie uszy i wielki, psi uśmiech na mordce.
Rodzina: Nie ma rodziny. Smutne, prawda?
Historia: Mój właściciel oddał mnie do schroniska. Jak 3miesięczny pies mógł przeżyć coś takiego? Poznałam tam pewną Irizę
- Cześć... Jestem Izira... Co tu robisz?
- Jestem Shexyveryn... Mój właściciel mnie oddał...
Nagle pewna kobieta otworzyła mój boks i zapięła mnie na smycz. Obróżka była trochę za duża... I podczas spaceru uciekłam, bo wysmyknęłam się z obróżki. Tak trafiłam do sfory..
Kontakt: Arela13 | Olifkaas
Od Bonito (do Alix)
Przechadzałem się po królestwie, wybrałem się nad sam ocean. Wykorzystałem wolną chwilę, aby w końcu się zrelaksować i odpocząć. Stąpałem powoli po ziemi z dumnie uniesioną głową. Bacznie rozglądywałem się dookoła podziwiając ujmujące widoki. Po kilkunastu minutach spokojnego marszu dotarłem na urocze wybrzeże. Przysiadłem na ostrych zboczach nieopodal oceamu i obserwowałem wspaniały zachód słońca nad oceanem. Lekki wiatr rozwiewał moje furto, a ja głęboko odetchnąłem. Czułem się spokojnie i bezpiecznie. Wiedziałem, że jestem absolutnie zrelaksowany oraz szczęśliwy. Te chwilę ciszy przerwał widok ciemnej sylwetki psa, który biegał po twarzy. Przyjrzałem mu się lecz przez mrok nie mogłem dokładnie stwierdzić, kim był ów pies. Zszedłem ze stromych skał i podszedłem w stronę psa. Moim oczom ukazała się urocza, czarna suka.
-Witaj panie. - rzekła z uśmiechem, kłaniając się.
-Dobry wieczór. - odparłem, kiwając głową.
Była to Alix, nowa mieszkanka królestwa. Warto byłoby ją jakoś lepiej poznać, dlatego zastanowiłem się, jak zacząć rozmowę, która po kilku minutach by nie upadła.
-Co tutaj robisz o tej porze? - zapytałem z lekkim uśmiechem.
Alix?
moja wena grrr
-Witaj panie. - rzekła z uśmiechem, kłaniając się.
-Dobry wieczór. - odparłem, kiwając głową.
Była to Alix, nowa mieszkanka królestwa. Warto byłoby ją jakoś lepiej poznać, dlatego zastanowiłem się, jak zacząć rozmowę, która po kilku minutach by nie upadła.
-Co tutaj robisz o tej porze? - zapytałem z lekkim uśmiechem.
Alix?
niedziela, 29 stycznia 2017
Od Bonito CD Zoe
Spojrzałem uważnie w stronę psa. Przechyliłem głowę i podszedłem bliżej. Widać było, że osobnik ewidentnie zerka w naszą stronę. Pewnie skierowałem się ku obcemu psu. Gdy byłem już odpowiednio blisko poznałem go. Był to nowy członek stada, Oktawian. Gdy zbliżyłem się pies posłusznie mi się ukłonił. Kiwnąłem lekko głową, a na moim pysku zagościł miły uśmiech. Wymieniłem z psem parę zdań, po czym wróciłem do Zoe i wyjaśniłam całą sytuację.
-W każdym razie, wyruszamy na wędrówkę po Paradis? - uśmiechnąłem się szeroko.
-Tak, jestem gotowa, zatem ruszajmy. - zaśmiała się.
Zamek i całe królestwo leżał w samym środku krainy wraz z ogromnym czystym jeziorem, które pełniło rolę wodopoju. Z każdego kierunku coś go otaczało. Najpierw skierowaliśmy się na północ, obejrzeć wybrzeże oceanu, jednak nim do niego doszliśmy na naszej drodze pojawiło się wiele innych miejsc, tak pięknych, że grzechem było pozostawić je bez nazwy. Pierwsza naszym oczom ukazała się ogromna polana, podzielona na kilka części. Samą ją można było nazwać Kwiecistym Rajem, Pachnącym Snem czy Kwiecistym Marzeniem? Podzielona na kilka innych łączek, na jednej wyrastały drzewa z różowymi liśćmi, a dookoła widniały równie różowiutkie, drobne kwiatki. Rozlegał się tu bardzo słodki zapach, który nawet skłaniał do okazywania uczuć i miłości. Oprócz tego stały tutaj cudowne, małe altanki z siedzeniami, specjalne miejsce do przesiadywania z bliskimi osobami, przyjaciółmi czy drugimi połówkami.
-Przyprowadziłbym tutaj jakąś ładną, wolną suczkę. - zaśmiałem się. Zoe spojrzała na mnie z rozbawioną miną.
-No dobra, teraz na poważnie. Jak nazwiemy zbiór tych polan? A jak tę miłosną? Ścieżka Miłości? Droga do serca? - spytałem, oczekując na zdanie, pomysły i odpowiedź mojej siostry.
Zoe?
-W każdym razie, wyruszamy na wędrówkę po Paradis? - uśmiechnąłem się szeroko.
-Tak, jestem gotowa, zatem ruszajmy. - zaśmiała się.
Zamek i całe królestwo leżał w samym środku krainy wraz z ogromnym czystym jeziorem, które pełniło rolę wodopoju. Z każdego kierunku coś go otaczało. Najpierw skierowaliśmy się na północ, obejrzeć wybrzeże oceanu, jednak nim do niego doszliśmy na naszej drodze pojawiło się wiele innych miejsc, tak pięknych, że grzechem było pozostawić je bez nazwy. Pierwsza naszym oczom ukazała się ogromna polana, podzielona na kilka części. Samą ją można było nazwać Kwiecistym Rajem, Pachnącym Snem czy Kwiecistym Marzeniem? Podzielona na kilka innych łączek, na jednej wyrastały drzewa z różowymi liśćmi, a dookoła widniały równie różowiutkie, drobne kwiatki. Rozlegał się tu bardzo słodki zapach, który nawet skłaniał do okazywania uczuć i miłości. Oprócz tego stały tutaj cudowne, małe altanki z siedzeniami, specjalne miejsce do przesiadywania z bliskimi osobami, przyjaciółmi czy drugimi połówkami.
-Przyprowadziłbym tutaj jakąś ładną, wolną suczkę. - zaśmiałem się. Zoe spojrzała na mnie z rozbawioną miną.
-No dobra, teraz na poważnie. Jak nazwiemy zbiór tych polan? A jak tę miłosną? Ścieżka Miłości? Droga do serca? - spytałem, oczekując na zdanie, pomysły i odpowiedź mojej siostry.
Zoe?
Od Roxette CD Oktawiana
Usłyszałam ciche pukanie do mojej komnaty. Wstałam z posłania i trochę przygnębiona podreptałam w kierunku drzwi. Westchnęłam, otarłam pysk łapą i otworzyłam je. Moim oczom ukazał się Oktawian z obojętną miną, w pysku trzymał tacę z moimi ulubionymi ciasteczkami. Wymieniliśmy się krótkimi spojrzeniami. On, tak samo jak ja byliśmy zmieszani. Po chwili męczącej ciszy pies kaszlnął, po czym zdobył się na wyduszenie z siebie kilku słów:
-Przyniosłem twoje ulubione ciasteczka na życzenie króla eee..- odparł, jąkajac się.
-Dziękuję, ale nie mam ochoty ani apetytu. Odnieś je do kuchni, jak możesz. - odpowiedziałam spokojnie z kamienną miną.
Oktawian spojrzał się na mnie zakłopotany.
-Dobrze, wedle życzenia. - wziął tacę z powrotem do pyska, po czym odszedł w stronę kuchni.
Zamknęłam drzwi, właściwie nimi trzasnęłam. Może dlatego, że byłam naprawdę zła. Być może ten gest nie był dojrzały, ale emocje dały górę, mimo, że trochę opadły wciąż były dość napięte i buzowały. Gdy pies był na końcu korytarza w ostatnim momencie wyszłam z komnaty i głośno zawołałam Oktawiana. Pies odwrócił się i natychmiast udał się w moim kierunku.
-To nie ma sensu. - rzekłam ciężko z nutą żalu w głosie.
-Ale co? - zapytał, rzucając na mnie zmęczony wzrok.
-To skrępowanie i w ogóle. Zapomnijmy o tamtym zajściu i bądźmy wobec siebie naturalni. Każdy z nas wtedy będzie się o wiele lepiej czuć.. Znam twoje zdanie, przepraszam za te kilka zbędnych słów za dużo. - powiedziałam głęboko wzdychając, wbijając swój wzrok w dół.
Oktawian?:v
-Przyniosłem twoje ulubione ciasteczka na życzenie króla eee..- odparł, jąkajac się.
-Dziękuję, ale nie mam ochoty ani apetytu. Odnieś je do kuchni, jak możesz. - odpowiedziałam spokojnie z kamienną miną.
Oktawian spojrzał się na mnie zakłopotany.
-Dobrze, wedle życzenia. - wziął tacę z powrotem do pyska, po czym odszedł w stronę kuchni.
Zamknęłam drzwi, właściwie nimi trzasnęłam. Może dlatego, że byłam naprawdę zła. Być może ten gest nie był dojrzały, ale emocje dały górę, mimo, że trochę opadły wciąż były dość napięte i buzowały. Gdy pies był na końcu korytarza w ostatnim momencie wyszłam z komnaty i głośno zawołałam Oktawiana. Pies odwrócił się i natychmiast udał się w moim kierunku.
-To nie ma sensu. - rzekłam ciężko z nutą żalu w głosie.
-Ale co? - zapytał, rzucając na mnie zmęczony wzrok.
-To skrępowanie i w ogóle. Zapomnijmy o tamtym zajściu i bądźmy wobec siebie naturalni. Każdy z nas wtedy będzie się o wiele lepiej czuć.. Znam twoje zdanie, przepraszam za te kilka zbędnych słów za dużo. - powiedziałam głęboko wzdychając, wbijając swój wzrok w dół.
Oktawian?:v
piątek, 27 stycznia 2017
Od Oktawiana CD Roxette
Nie odwracając się, warknąłem cicho ze złością. Nie wiem, dlaczego powiedziałem to w ten sposób. Mogłem przecież przekazać jej to jakoś inaczej, mniej wrogim tonem. Przekręciłem głowę, by na nią spojrzeć. Jej widok nieco mnie przygnębił. Stała niczym zagubiony szczeniaczek i unikała mojego wzroku jak ognia.
- Ja idę, bywaj.
Nadal na mnie nie patrząc, odeszła w ciemność, zostawiając mnie samego na łące. Jeszcze długo widziałem jej sylwetkę niknącą w mroku coraz bardziej, aż w końcu mgły zwiastujące pojawienie się słońca zasłoniły ją całkowicie.
I dopiero wtedy zorientowałem się, że mimo tego, że ją zraniłem swoimi słowami, powinienem się nią opiekować, bo w końcu obiecałem to innym strażnikom. A teraz przyszła królowa włóczyła się nie wiadomo gdzie, zapewne smutna i samotna. Świetnie Oktawian, po raz kolejny wykazałeś się odpowiedzialnością, o której brak posądziłeś swoją podopieczną.
Mając nadzieję, że ślad zapachu jeszcze się nie urwał, ruszyłem przez wilgotne morze wysokich traw, smagających mnie po pysku, gdy biegłem za Roxette, w pośpiechu nie zważając nawet na małe, lecz piekące ranki na pysku, które powstały za sprawą bijącego mnie zielska.
Poszła aż na wybrzeże. Zatrzymałem się jakieś trzydzieści metrów od niej i położyłem się w krzakach, dysząc ciężko. Byłem okropnie zmęczony, a łapy miałem całe obolałe. Niemal czułem, jak pod skórą mięśnie trzęsą się po dużym wysiłku. Gdy już trochę odpocząłem, ułożyłem się wygodnie i zacząłem obserwować rudą suczkę.
Następczyni tronu położyła się na grzbiecie i patrzyła w gwiazdy, albo spała. Ale nie, po chwili usłyszałem, jak coś mówiła do siebie, zbyt cicho, bym mógł usłyszeć. Docierały do mnie tylko pojedyncze słowa, czasem tylko ich urywki. Ale jedno było pewne, Roxette nie była zbyt szczęśliwa.
Chodź z drugiej strony może przemyślała to i owo i trochę zmądrzeje.
Wymykanie się z zamku bez wiedzy kogokolwiek na pewno oznaką rozsądku nie jest. Co by było, gdyby ktoś ją zauważył i porwał? Tutaj, z dala od jakiejkolwiek wioski, miasta, a co najważniejsze zamku i ochrony, była zdana sama na siebie. Słyszałem już o wielu porwaniach wysoko postawionych. Oprawcy porywają bezbronne szczenięta arystokratów, żądają okupu w zamian za życie dzieciaka, a zrozpaczeni rodzice wypłacają cały swój majątek, by ratować pociechę.
Moje rozmyślania przerwała Roxette, podnosząc się i kierując w stronę zamku. Wraca ~ pomyślałem z zadowoleniem. Cicho ruszyłem za nią, w odległości uniemożliwiającej wykrycie.
***
Rankiem niemal zasypiałem na stojąco. Po włóczeniu się po zamkowych terenach jeszcze przez niemal godzinę, Roxette postanowiła przysnąć sobie pod drzewem, a ja siedziałem niedaleko niej i sam próbowałem nie zasnąć. O świcie wróciłem do swojego pokoju, który podobnie jak innych służących na zamku, pod względem dekoracji był bardzo skąpy, ale nie narzekałem. Najważniejsze, że miałem miękkie posłanie, na które padłem jak nieżywy, po czym przespałem pół godziny, zanim obudził mnie jakiś wyrośnięty szczeniak i kazał iść do kuchni, bo kucharz potrzebuje mojej pomocy.
Był to dość zrzędliwy, oschły posiadasz wielu innych cech, które nas łączyły - słowem starsza wersja mnie. Znaliśmy się już dość dobrze, jeszcze jako nastolatek przychodziłem od czasu do czasu do kuchni, by uczyć się gotować. Na początku nie szło mi zbyt dobrze, ale owczarek podhalański metodą zrzędzenia mi nad uchem szybko rozwinął we mnie jakiś naturalny talent i teraz często mu pomagałem.
- No witam, nierobie - powitał mnie w drzwiach, łypiąc nieprzychylnie brązowym okiem. - Wreszcie się wstało, co?
- Dzień dobry, staruszku... - ziewnąłem, przekraczając próg i rozciągając się.
- Do roboty. - Opierając łapę na moim grzbiecie przysunął mnie do długiego blatu, na którym rozłożono owoce, mąkę, miski z jakimiś płynami, dużo przypraw, od których kręciło mi się w nosie i jajka.
- Panienka Roxette podobno jest przygnębiona, więc król postanowił zrobić jej niespodziankę w postaci jej ulubionych ciasteczek. Rusz się Oktawian! Mają być gotowe za piętnaście minut.
- Uhm, no, jasne... - westchnąłem, mieszając mąkę z cukrem.
- Z życiem! - warknął pies, przejmując ode mnie miskę. - Masz to szybko zrobić, a nie zasypiać na stojąco - pacnął mnie w nos łapą, zostawiając biały ślad po mące.
- Dobra, dobra. - Uśmiechnąłem się pod nosem.
W kilka minut ciasteczka były gotowe, upiekły się i już pół godziny później stałem przed komnatą księżniczki z tacą w zębach. Nie powiem, żebym był zadowolony z tego powodu. Z ociąganiem zadrapałem w drzwi i czekałem na pojawienie się w drzwiach tollerki. Zamierzałem dać jej ciastka i zwiać jak najszybciej. Przepraszać nie zamierzałem, bo nadal obstawałem przy tym, że mam rację. Ale może słodycze poprawią jej humor.
Roxette?
- Ja idę, bywaj.
Nadal na mnie nie patrząc, odeszła w ciemność, zostawiając mnie samego na łące. Jeszcze długo widziałem jej sylwetkę niknącą w mroku coraz bardziej, aż w końcu mgły zwiastujące pojawienie się słońca zasłoniły ją całkowicie.
I dopiero wtedy zorientowałem się, że mimo tego, że ją zraniłem swoimi słowami, powinienem się nią opiekować, bo w końcu obiecałem to innym strażnikom. A teraz przyszła królowa włóczyła się nie wiadomo gdzie, zapewne smutna i samotna. Świetnie Oktawian, po raz kolejny wykazałeś się odpowiedzialnością, o której brak posądziłeś swoją podopieczną.
Mając nadzieję, że ślad zapachu jeszcze się nie urwał, ruszyłem przez wilgotne morze wysokich traw, smagających mnie po pysku, gdy biegłem za Roxette, w pośpiechu nie zważając nawet na małe, lecz piekące ranki na pysku, które powstały za sprawą bijącego mnie zielska.
Poszła aż na wybrzeże. Zatrzymałem się jakieś trzydzieści metrów od niej i położyłem się w krzakach, dysząc ciężko. Byłem okropnie zmęczony, a łapy miałem całe obolałe. Niemal czułem, jak pod skórą mięśnie trzęsą się po dużym wysiłku. Gdy już trochę odpocząłem, ułożyłem się wygodnie i zacząłem obserwować rudą suczkę.
Następczyni tronu położyła się na grzbiecie i patrzyła w gwiazdy, albo spała. Ale nie, po chwili usłyszałem, jak coś mówiła do siebie, zbyt cicho, bym mógł usłyszeć. Docierały do mnie tylko pojedyncze słowa, czasem tylko ich urywki. Ale jedno było pewne, Roxette nie była zbyt szczęśliwa.
Chodź z drugiej strony może przemyślała to i owo i trochę zmądrzeje.
Wymykanie się z zamku bez wiedzy kogokolwiek na pewno oznaką rozsądku nie jest. Co by było, gdyby ktoś ją zauważył i porwał? Tutaj, z dala od jakiejkolwiek wioski, miasta, a co najważniejsze zamku i ochrony, była zdana sama na siebie. Słyszałem już o wielu porwaniach wysoko postawionych. Oprawcy porywają bezbronne szczenięta arystokratów, żądają okupu w zamian za życie dzieciaka, a zrozpaczeni rodzice wypłacają cały swój majątek, by ratować pociechę.
Moje rozmyślania przerwała Roxette, podnosząc się i kierując w stronę zamku. Wraca ~ pomyślałem z zadowoleniem. Cicho ruszyłem za nią, w odległości uniemożliwiającej wykrycie.
***
Rankiem niemal zasypiałem na stojąco. Po włóczeniu się po zamkowych terenach jeszcze przez niemal godzinę, Roxette postanowiła przysnąć sobie pod drzewem, a ja siedziałem niedaleko niej i sam próbowałem nie zasnąć. O świcie wróciłem do swojego pokoju, który podobnie jak innych służących na zamku, pod względem dekoracji był bardzo skąpy, ale nie narzekałem. Najważniejsze, że miałem miękkie posłanie, na które padłem jak nieżywy, po czym przespałem pół godziny, zanim obudził mnie jakiś wyrośnięty szczeniak i kazał iść do kuchni, bo kucharz potrzebuje mojej pomocy.
Był to dość zrzędliwy, oschły posiadasz wielu innych cech, które nas łączyły - słowem starsza wersja mnie. Znaliśmy się już dość dobrze, jeszcze jako nastolatek przychodziłem od czasu do czasu do kuchni, by uczyć się gotować. Na początku nie szło mi zbyt dobrze, ale owczarek podhalański metodą zrzędzenia mi nad uchem szybko rozwinął we mnie jakiś naturalny talent i teraz często mu pomagałem.
- No witam, nierobie - powitał mnie w drzwiach, łypiąc nieprzychylnie brązowym okiem. - Wreszcie się wstało, co?
- Dzień dobry, staruszku... - ziewnąłem, przekraczając próg i rozciągając się.
- Do roboty. - Opierając łapę na moim grzbiecie przysunął mnie do długiego blatu, na którym rozłożono owoce, mąkę, miski z jakimiś płynami, dużo przypraw, od których kręciło mi się w nosie i jajka.
- Panienka Roxette podobno jest przygnębiona, więc król postanowił zrobić jej niespodziankę w postaci jej ulubionych ciasteczek. Rusz się Oktawian! Mają być gotowe za piętnaście minut.
- Uhm, no, jasne... - westchnąłem, mieszając mąkę z cukrem.
- Z życiem! - warknął pies, przejmując ode mnie miskę. - Masz to szybko zrobić, a nie zasypiać na stojąco - pacnął mnie w nos łapą, zostawiając biały ślad po mące.
- Dobra, dobra. - Uśmiechnąłem się pod nosem.
W kilka minut ciasteczka były gotowe, upiekły się i już pół godziny później stałem przed komnatą księżniczki z tacą w zębach. Nie powiem, żebym był zadowolony z tego powodu. Z ociąganiem zadrapałem w drzwi i czekałem na pojawienie się w drzwiach tollerki. Zamierzałem dać jej ciastka i zwiać jak najszybciej. Przepraszać nie zamierzałem, bo nadal obstawałem przy tym, że mam rację. Ale może słodycze poprawią jej humor.
Roxette?
środa, 18 stycznia 2017
Od Roxette CD Oktawiana
-Nie chcę się z tobą kłócić. Do zamku wracać też nie chcę. - powiedziałam oschle, wbijając wzrok w ziemię. Nie wiem dlaczego przez to, co usłyszałam od psa zrobiło mi się ogromnie przykro. Niby miał rację, choć ta wypowiedź zbiła mnie z tropu, nie wiedziałam co dokładnie mam mu odpowiedzieć. - Ja idę, bywaj. - odparłam, odchodząc nawet nie spoglądając na Oktawiana.
Usłyszałam za sobą ciche "Cześć". Poszłam nad ocean. Księżyc odbijał się w tafli wody, dając sporo światła. Wszystko wyglądało pięknie, dookoła było cicho i spokojnie, wiatr lekko wiał rozwiewając moją rudą sierść. Westchnęłam głęboko i rzuciłam się na piasek Ułożyłam się na plecach, wpatrując się w księżyc oraz gwiazdy.
-Dlaczego każdy ma mnie za słodką idiotkę za przeproszeniem? Może naprawdę nie wiem nic o świecie. Chcę dobrze, ale może rzeczywiście wszystko wydaje mi się za łatwe, może nie warto zwracać na wszystko taką uwagę. Skończyć z wymykaniem się z zamku, a zacząć być oschłą panną z rodziny królewskiej z kamiennym pyskiem, siedzącej na tronie dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie da się każdemu pomóc, w sumie to mi się marzyło, lecz fakt. To żmudna, długa i ciężka praca. Niemożliwe, chociaż jeszcze przed chwilą wierzyłam, że nie ma rzeczy niemożliwych. Jednak są, świat nie jest kolorowy, a w rzeczywistości to otchłań kłamstw, zła. Może jest tam trochę dobra, jednak chyba zasłania je nienawiść, zazdrość. W sumie zwątpiłam, nie nadaję się na królową. Nie dam rady, nie chcę nikogo krzywdzić. To taka odpowiedzialność, a ja żyję bez zmartwień. - mówiłam do siebie cicho, po moim poliku popłynęła łza. Wstałam, podeszłam do oceanu lekko zamaczając łapy. Opuściłam głowę w dół, czułam, że teraz utkwiłam w kłębku nerwowych oraz smutnych myśli.
Oktawian?
moja wena [*]
Usłyszałam za sobą ciche "Cześć". Poszłam nad ocean. Księżyc odbijał się w tafli wody, dając sporo światła. Wszystko wyglądało pięknie, dookoła było cicho i spokojnie, wiatr lekko wiał rozwiewając moją rudą sierść. Westchnęłam głęboko i rzuciłam się na piasek Ułożyłam się na plecach, wpatrując się w księżyc oraz gwiazdy.
-Dlaczego każdy ma mnie za słodką idiotkę za przeproszeniem? Może naprawdę nie wiem nic o świecie. Chcę dobrze, ale może rzeczywiście wszystko wydaje mi się za łatwe, może nie warto zwracać na wszystko taką uwagę. Skończyć z wymykaniem się z zamku, a zacząć być oschłą panną z rodziny królewskiej z kamiennym pyskiem, siedzącej na tronie dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie da się każdemu pomóc, w sumie to mi się marzyło, lecz fakt. To żmudna, długa i ciężka praca. Niemożliwe, chociaż jeszcze przed chwilą wierzyłam, że nie ma rzeczy niemożliwych. Jednak są, świat nie jest kolorowy, a w rzeczywistości to otchłań kłamstw, zła. Może jest tam trochę dobra, jednak chyba zasłania je nienawiść, zazdrość. W sumie zwątpiłam, nie nadaję się na królową. Nie dam rady, nie chcę nikogo krzywdzić. To taka odpowiedzialność, a ja żyję bez zmartwień. - mówiłam do siebie cicho, po moim poliku popłynęła łza. Wstałam, podeszłam do oceanu lekko zamaczając łapy. Opuściłam głowę w dół, czułam, że teraz utkwiłam w kłębku nerwowych oraz smutnych myśli.
Oktawian?
moja wena [*]
Subskrybuj:
Posty (Atom)